Japońskie cmentarze - o kulturze śmierci w Japonii


Śmierć w Japonii to temat tabu. Można powiedzieć, i nie byłoby to przesadą, że ogólnie w Azji Wschodniej temat śmierci został objęty tabu kulturowym. Jednakże na cmentarz można się wybrać. Jak wygląda? Japoński cmentarz - bochi - to bardzo interesujące miejsce pod względem kulturowym. Akurat podczas mojego pobytu w Japonii szykowano się do o-bon, czyli Święta Zmarłych. Okres świętowania jest różny, zależnie od regionu. Można orientacyjnie przyjąć czas przełomu lipca i sierpnia.

Poradnik. Co zjeść w Japonii? Udon - tradycja Sikoku

  
Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć tylko tyle: Japończycy kochają jeść. Jedzenie jest prawie najważniejsze. A podróżuje się po Japonii przede wszystkim po to, by spróbować miejscowych specjałów. Czyli np. na Sikoku przede wszystkim by zjeść udon, soba czy dekomawashi. Brzmi to dziwnie?

Dom Samurajów na Sikoku - Heike Yashiki


Wszyscy znają cudowne i barwne opowieści o samurajach, walkach, mieczach itp. Trudno nam białym rzeczywiście sobie to wyobrażać. Można się tym interesować, czytać książki Clavella, oglądać zbroje w krakowskim muzeum sztuki japońskiej czy filmy - te stare i te nowe. Ale i tak czy siak, to nie jest nasz krąg kulturowy i samurajowie stanowią swego rodzaju abstrakt.


Kazurabashi - wstęp tylko dla odważnych



W górach na zachód od góry Tsuguri znajduje się dolina Iya (prefektura Tokushima, Sikoku). Tam właśnie można spróbować swoich sił na wiszącym moście z pnączy rośliny zwanej aktinidia ostrolistna, wygląda to mniej więcej tak, jak wyglądają liany. 


Góra Tsurugi - Japonia moich wyobrażeń


Tak właśnie wyobrażałam sobie Japonię: zieleń, góry, piękna, kolorowa woda, wodospady, mgła, echo... To, co zobaczyłam po przylocie odbiegało od moich wyobrażeń. Prawdziwą Japonię ujrzałam dopiero na Sikoku i zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Małe miasteczka, wsie, domy samurajskich rodzin, na pół rozpadające się chramy shinto z kilkusetletnią tradycją - właśnie to tworzy ten niepowtarzalny klimat. No, a przede wszystkim ludzie.


Chram Kotohiki-hachiman-gu - miejsce spotkań pielgrzymów


Chram Kotohiki-hachiman-gū znajduje się w regionie Kan'onji w prefekturze Kagawa na Sikoku.Wzniesiony został w ere Taihō około roku 703. Jak głosi legenda pewien mnich oddawał się medytacji na wzgórzu Kotohiki, gdy w pewnym momencie zauważył nadpływający statek. Mnich wziął statek w swoje ręce i zaniósł na szczyt góry. 


Kanonji - tu żyje się długo i szczęśliwie

Kan'onji położone jest w prefekturze Kagawa, w północno-wschodniej części wyspy Sikoku. Miasto, a może z japońskiego punktu widzenia miasteczko, liczy jedynie 66,000 mieszkańców, a gęstość zaludnienia wynosi niecałe 600 os/km2. Pod tą nazwą funkcjonuje od niedawna, bo od 2005 roku. 

Zdziwiła mnie jedna rzecz. To miejsce, w którym byłam, to zupełna wieś, ale nadal nazywa się to Kan'onji. O ile dobrze zrozumiałam: wsie jako osobne jednostki administracyjne nie istnieją, a przynależą do większego okręgu. Czyli np. Smolec to nadal byłby Wrocław, a Sulejówek - Warszawa itp.

Wjazd na Sikoku od strony Hiroszimy:



Wiszące mosty, piękna woda, morska bryza i te klimaty...



Widok na miasto z chramu Kotohiki-hachiman-gu.



Zenigata sunae to chińska moneta z piasku przygotowana w 1633 roku, by powitać Ikomę Takatoshiego, ówczesnego władcę Takamatsu. Ma 90 m średnicy i 345 m obwodu. Kiedyś dozwolone było chodzenie po tym terenie, ale z oczywistych względów "budowla" ulegała niszczeniu, więc teraz można tylko podziwiać ją z góry. Według tutejszych wierzeń - jeśli się patrzy na Zenigatę, to będzie się żyło długo i nigdy nie pozostanie się bez pieniędzy - a co najważniejsze, wróci się tam na pewno.



Sikoku to kolebka udonu, czyli grubego i długiego makaronu, który może być podawany na różne sposoby - z bulionem, z sosem sojowym, z tempurą, surimi itp. Tutaj w lokalnych barach, takich jak ten, można zjeść lokalny "domowy" udon, gdzie pani przygotowuje makaron na naszych oczach.



"Bądź mądry i zamów sobie danie"

Na całe szczęście nazwy są pisane hiraganą (w większości) - wszystkie rodzaje udonu lub zwykły udon (ta tabliczka w prawym górnym rogu), dają tutaj też domowy ramen i inne potrawy. Cena: ok. 9-12 zł.

Niech nikt nie mówi, że jedzenie w Japonii zawsze jest drogie!



A oto i lokalny udon. Pamiętajmy, by zachować kulturę osobistą i siorbać najgłośniej jak tylko się da. W przeciwnym razie inni pomyślą, że wybrzydzamy.


A to jest wieś, o której pisałam wyżej, to miejsce nadal nazywa się Kan'onji.


Tak rośnie ryż. Na Sikoku są też piękne tarasy ryżowe, ale nie dane mi było ich zobaczyć.


Trafiliśmy akurat na lokalne matsuri, w tym wypadku matsuri oznacza wiejski festyn.


Dziewczynki ubrane są w kolorowe yukaty, cała rodzinka siedzi na kocyku i je przygotowane obentō (czyli "drugie śniadanie").


Słodziaki wybierające się na matsuri.

Tutaj jest strona miasta Kan'onji - www.city.kanonji.kagawa.jp Istnieje też wersja angielska.

Świątynia Kōsanji - czyli jak wygląda japońskie piekło

Brama Sanmon 山門, wzorowana na imperialistycznym pałacu w Kioto - Kyoto Gosho - a dokładnie na bramie Shinshiden 紫宸殿, na dodatek z silnymi wpływami stylu koreańskiego.

Świątynia Kōsanji znajduje się w prefekturze Hiroszima, na wyspie Ikuchijima, w mieście Setoda. Ikuchijima to mała wysepka w archipelagu pomiędzy Hiroszimą, a Sikoku. Podjęliśmy decyzję wjechania na Sikoku właśnie od tej strony, mimo że to znacznie dłuższa trasa. Morze usiane mostami i małymi wysepkami... bajka! Na Sikoku można też wjechać od strony wyspy Awaji wprost do Takamatsu. Trasa jest krótsza, ale zdecydowanie brzydsza.

Kioto - łączy tradycję z nowoczesnością



Kioto, prefektura Kioto, region Kansai. Do Kioto jest blisko i z Tokio i z Osaki. Populacja miasta: 1,4 mln mieszkańców. Kioto to z pewnością raj dla miłośników archeologii, historii, wszystkiego co stare i tradycyjne. Znajdziemy tu tyle zabytków, świątyni, muzeów i innych atrakcji, że z pewnością potrzeba nam tygodnia, żeby to wszystko zobaczyć, a i tak to może być mało. Kioto mieści około 1800 różnych świątyń, chramów, zabytkowych budynków, ogrodów i innych. W przewodnikach informacje na temat Kioto zajmują kilka, kilkanaście stron. Także mamy w czym wybierać.

Niestety w trakcie mojego pobytu w Japonii było potwornie gorąco i przyznam szczerze, że w ogóle nie chciałam tam jechać. Ale Pan Sól stwierdził, że skoro już jestem w Japonii i mam nie zobaczyć Kioto, to prawie tak, jakby zwiedzać Londyn i nie zobaczyć Big Bena. Niestety nie było za wiele czasu na zwiedzanie, bo tak jak pisałam wyżej na Kioto potrzeba kilku dni.

Przyjechaliśmy na główną stację w Kioto - powitał nas gigantyczny dworzec i grupka śmiesznych sióstr zakonnych w podkolanówkach. Stare dzielnice są odseparowane od nowoczesnych. Nie pojawiły się żadne zgrzyty architektoniczne, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Podjechaliśmy autobusikiem w okolice świątyni Kinkakuji, o której pisałam we wcześniejszym poście. Stamtąd wybraliśmy do Kiyomizudery, gdzie spacerowaliśmy uliczkami dzielnicy Higashiyama. Później skorzystaliśmy z rikszy, gdzie przez całą drogę miałam wyrzuty sumienia, że ten biedny człowiek ciągnie nas w taki upał. Swoją drogą, pan rikszasz był święcie przekonany, że znam biegle japoński, więc mówił do mnie w dialekcie kiotowskim, który nie odbiega specjalnie od osakańskiego, z imponującą prędkością. Oczywiście rozumiałam niewiele. Pokazał nam za pół ceny (tak to pewnie te moje niebieskie oczy :P) najciekawsze miejsca, wiele o nich opowiadał, na szczęście miałam tłumaczenie symultaniczne, więc udało mi się coś dowiedzieć, a na końcu podwiózł nas do Gion. Dostaliśmy naklejki - zgodne z porą roku - i kupon zniżkowy. Wieczorem udaliśmy się do słynnej dzielnicy Gion, gdzie teoretycznie królują gejsze. I tutaj mała dygresja. Gejszy nigdy nie zobaczymy na własne oczy, a właściwie prawdopodobieństwo jest bardzo niewielkie. Gejsze raczej nie wychodzą na zewnątrz. Te kobiety, które my określamy gejszami, tak naprawdę nazywają się Maiko. Stoją znacznie niżej w hierarchii i dopiero uczą się jak być gejszą.

Udało nam się zobaczyć tylko jedną. Maiko-san miała bardzo kwaśną minę, bo tłum od razu ją obległ. Turyści robili jej zdjęcia, popychali się, żeby zdobyć lepszą pozycję. Niestety i ja się do tej grupy zaliczałam. Warunki też nie sprzyjały - na dworze już dawno zapadł zmrok, a Maiko-san praktycznie biegła na tych swoich kilkunastocentymetrowych koturnach, dlatego zdjęcie wyszło mi nieostre. To, które zamieszczam poniżej, to jedno z dwóch, jakie udało mi się zrobić. Niestety czekanie na kolejną przez 1,5 godziny nie dało nic. W drodze powrotnej taksówkarz wyjaśnił nam, że "w dzisiejszych czasach, nie spotkamy Maiko-san, a i tak mieliśmy ogromne szczęście, że udało nam się spotkać chociaż jedną". Zapytaliśmy dlaczego, a on odpowiedział krótko "kryzys finansowy". No tak, utrzymanie takiej Maiko stanowi nie lada wyzwanie.


Jeśli spaceruje się w dzień po dzielnicy Gion, możemy nie wiedzieć, że ta kobieta czy dziewczyna to tak naprawdę Maiko, ponieważ ma na sobie zwyczajne ubranie, a twarz pokrywa zwykły puder.

Informacja bardzo ważna:




Potwornie obraźliwe, już nie tylko wobec samych kobiet, ale wobec Japończyków, jest stwierdzenie, że Gejsza to luksusowa prostytutka. Ten stereotyp powstał w trakcie okupacji Japonii przez Amerykanów, którzy nie specjalnie pojmowali kulturę Kraju Kwitnącej Wiśni. Japonia to kraj buddyjski i sprawy cielesności stoją na zupełnie innym poziomie niż w krajach chrześcijańskich. Gejsza (芸者)to, patrząc po symbolach, człowiek sztuki, co oznacza, że nie każda kobieta może stać się Gejszą. Wymaga to wiele lat pracy, ćwiczeń, dyscypliny i wyrzeczeń, no i trzeba mieć do tego talent. Wg danych z 2009 roku zarejestrowanych Gejsz jest ok. 1500 (110 mln mieszkańców). Nie można też się dać nabrać - kimono, biały makijaż i wykwintnie ufryzowane włosy nie czynią kobietę Gejszą. Tak ubrane i pomalowane kobiety można spotkać nawet w centrum handlowym Daimaru w Kobe.

Do Kioto trzeba pojechać!



Słynny Teatr Kabuki




Salon wróżenia z ręki.




Sklep bez właściciela.




Wachlarze.



Z rikszy.



Bardzo ciekawa sprawa. Przyczepia się do tego "białego" karteczkę z nałogiem, z którym chce się skończyć. Przechodzi się przez dziurę i jest się wolnym i czystym. I po co klub AA? Jak można pojechać do Japonii i bez wysiłku rzucić nałóg?



Hagashiyama

Według pana z rikszy to najstarsza pagoda w całej Japonii.





Gion. Maiko-san. Kobieta, która idzie za nią, trzymając niewielki pakunek, to "pani od noszenia rzeczy". Maiko-san nie wysila się, żeby samemu osić swój grzebień i komórkę.









Świątynia Czystej Wody - chociaż może lepiej jej nie pić?



Kiyomizudera, czyli Świątynia Czystej Wody, została umiejscowiona na wzgórzu, skąd rozciąga się przepiękny widok na Kyoto i okolicę. Założona w roku 798. Miejsca starsze niż Polska zawsze robiły na mnie ogromne wrażenie.


Świątynia Kinkakuji - historia złotego pawilonu


Świątynia Kinkakuji z pewnością należy do najczęściej odwiedzanych atrakcji turystycznych w Kioto. W niektórych przewodnikach jest napisane, że to "najczęściej fotografowany zabytek w Kioto". Na mnie wywarła duże wrażenie i to wrażenie pozostało, nawet po latach.

Zamek Białej Czapli w mieście Himeji [UNESCO]


Powstanie twierdzy Himeji datuje się na rok 1333, jednak data 1581 uznana jest za właściwą, kiedy to zięć szoguna Tokugawy, Ikeda Terumasa rozbudował zamek o trzy wieże i podwyższył go do wysokości 46,5 metra. Przez wieki forteca była kilka razy odnawiana. Cudownie przetrwała II wojnę światową, mimo że samo miasto było zniszczone dokumentnie. W roku 1993 wpisano Zamek Białej Czapli na listę dziedzictwa narodowego UNESCO.

Himeji - co można zobaczyć oprócz zamku?



Moje pierwsze wrażenie po wyjściu z samochodu było dosyć dziwne. Pusto. Totalnie pusto. Nikogo nie było na ulicy, aut też bardzo niewiele, czasem na horyzoncie pojawiał się rowerzysta. Cisza. Chwilę później okazało się, co było przyczyną.