"Słońce jeszcze nie wzeszło. Tsunami. Fukushima" - [recenzja]

Ostatnim czasem wpadła mi w ręce nowa pozycja wydawnictwa Bezdroża pt. Słońce jeszcze nie wzeszło. Tsunami. Fukushima. Szczerze powiedziawszy, przeraziła mnie tematyka, ponieważ tak wiele zostało już powiedziane w kwestii 11 marca 2011 roku. Obawiałam się, że będzie to kolejna "Wielka Księga Martyrologii Narodu Japońskiego". Na szczęście Piotr Bernardyn w swojej propozycji wychodzi poza te ramy.



Piotr Bernardyn to polski biznesmen, dziennikarz mieszkający w Japonii już ponad 10 lat. Od niedawna prowadzi także bloga, na którym pisuje różne teksty dotyczące Azji, Japonii i Fukushimy. Polecam zajrzeć: www.piotrbernardyn.com. Biorąc pod uwagę doświadczenie autora w życiu w Japonii, jego punkt widzenia dla polskiego odbiorcy może być interesujący. 

Słońce jeszcze nie wzeszło to jedna z wielu reakcji na tragedię, która dotknęła Japonię. Trauma po tym wydarzeniu jest tak ogromna, że można mówić nawet o społeczeństwie japońskim "sprzed Fukushimy" i "po Fukushimie". Bardzo trudno będzie o tej katastrofie zapomnieć, chociażby dlatego że do tej pory nie zatamowano radioaktywnego wycieku i temat jest ciągle wałkowany przez opinię publiczną. 


Autor wspomina o kamieniach w regionie Tōhoku nawet i sprzed kilkuset lat, na których wyryto ostrzeżenia dla przyszłych pokoleń. Jeden z nich, z XVI wieku, informuje: Ten kamień w pobliżu wsi Tokusa jest dowodem na niszczącą falę morską. Takich porozrzucanych znaków - jak pisze -  jest setki, a mimo tego po pewnym czasie mieszkańcy zdają się zapominać. Ludzie i ich traumy odchodzą, jednak kamienie to milczący świadkowie, którzy pozostają. Wypieranie ze świadomości pewnych zdarzeń to mechanizm obronny człowieka. Jednakże tym razem zacieranie śladów będzie bardzo trudne, o ile nie niemożliwe. Reaktor atomowy w Fukushimie to chyba największy pomnik, którego całkowite usunięcie zajmie kilkadziesiąt lat.

W europejskich, w tym i w polskich mediach, rozpisywano się o niespotykanej solidarności Japończyków oraz o niezwykłej sile, która pozwala Japończykom zachować zimną krew nawet w obliczu takiej tragedii. Zarówno ja jak i autor nie zgadzamy się z tym, ponieważ naturalną reakcją człowieka w sytuacji ekstremalnej jest strach. Media pokazywały obraz, w który być może same chciały wierzyć.


Japończycy nie są monolitem, nie wszyscy ulegli atmosferze wspomnianego wzmożenia, niektórzy widzieli w niej włąśnie przymus, mechanizm formatowania uczuć. "Pozwólcie mi się bać" - pisał 21 marca na blogu znany pisarz Kohei Muramatsu. Jego zdaniem strach w nadzwyczajnych warunkach jest czymś naturalnym, jest sensorem naszego organizmu, a wypieranie go oznacza utratę instynktu samozachowawczego. Wolno też płakać i być smutnym, tłumienie emocji jest po prostu niezdrowe. Po tym wpisie wymarły blog Muramatsu zaczęły odwiedzać tysiące ludzi - pisze autor. To samo mówił Pan Sól o wielkim trzęsieniu Hanshin z 1995 roku, które przeżył, którego doświadczył, o którym do końca życia nie zapomni. Nie było nawet mowy o zachowywaniu się zgodnie z wyznaczonymi zasadami bezpieczeństwa, bo w jednej sekundzie domy łamały się w drzazgi.


Katastrofa elektrowni atomowej w wielu japońskich umysłach wywołała niepokój i raz na zawsze zniszczyła wizję najbezpieczniejszej i najtańszej energii.


W publikacji autor zebrał i zanalizował wiele materiałów dotyczących katastrofy. Nie powstrzymuje się od krytyki japońskiego systemu zarządzania, wszechobecnej i wszechutrudniającej normalne funkcjonowanie korupcji w polityce japońskiej i władzach TEPCO. Opisuje bardzo dokładnie przypadki jawnych zaniedbań, fałszerstw czy "wilczych biletów" dla osób próbujących ustalony porządek zburzyć. Wskazuje na łamanie międzynarodowych standardów jak np. strefa ewakuacji, której promień powinien wynosić 30 km, a ewakuowano ludność z 20 km. Ponadto tak rozwinięty technologicznie kraj posiadający roboty będące niemal sztuczną inteligencją, jak się okazało, nie dysponuje robotami mogącymi pracować w warunkach ekstremalnych i trzeba było sprowadzać je z Francji.



W tym przypadku dopatruję się jedynie przerostu dumy i źle rozumianego honoru, co zaciera jakiekolwiek racjonalne myślenie. Mitologia atomowa kreująca obraz niezawodności i bezawaryjności doprowadziła do tego, że nie stworzono na czas kodeksu postępowania w przypadkach ekstremalnych. Ponoć Titanic też był statkiem niezatapialnym...


Wydaje mi się, że panowie w garniturach moszczący się na wygodnych skórzanych krzesłach nie ucierpieli tak bardzo. A żniwa zupełnego braku rozsądku i zaślepienia zyskiem zbierają ci, którzy nie mogą się bronić. Najbardziej niezadowoleni zdecydowali się wyjść na ulicę, by zaprotestować przeciwko atomowi. Niektórzy rozpoczęli również dosyć niezdrową, noszącą znamiona atomowej fobii, działalność na rzecz likwidacji atomu. Inni żyją tak, jakby nic się nie stało, a jeszcze inni reagują niemal alergicznie na kolejną próbę podjęcia rozłożenia tematu na czynniki pierwsze.
Ważne okazało się okazywanie współczucia i sympatii, poprzez wizyty turystyczne bądź biznesowe w prefekturach dotkniętych skażeniem i tsunami. W moim przekonaniu nie ma najmniejszej potrzeby, aby  narażać się na niebezpieczeństwo związane z promieniowaniem, z drugiej jednak strony, cóż mogą zrobić, czy powiedzieć ci, którzy stracili wszystko i zdani są na łaskę rządu czy jednostkowych wolontariuszy? 



Źródło: www.nordafm.pl/wiadomosci/562-piotr-bernardyn-w-sniadaniu-z-norda-fm.html
Choć autor w przeważającej większości przytacza argumenty "przeciw", to zdarzyło mu się wpleść argument "za": ulokowane na prowincjach, gdzie niczego nie ma, reaktory to źródło utrzymania - często jedyne - dla okolicznych mieszkańców. Zamknięcie ich może być równie tragiczne w skutkach. 

Trudno też wierzyć w analizy naukowców, ponieważ są one sprzeczne. W jednej chwili znalazł się tuzin naukowców informujących o niewielkim ryzyku, jaki niesie za sobą wyciek radioaktywny, o niewielkim promieniowaniu na danych terenach. W drugiej chwili znalazł się kolejny tuzin, który alarmował o zagrożeniu życia. Laicy pozostawieni się tak naprawdę sami sobie.

  
Tak czy inaczej, 11 marca definitywnie podważył zaufanie Japończyków do integralności środowiska naukowego - pointuje autor.


Warto też podkreślić, że wieloletnie doświadczenie w pracy dziennikarskiej zaowocowało spójnym, przejrzystym i łatwo czytającym się tekstem. Jest to długi artykuł, a miejscami esej, który układa się w logiczną całość. Nie ma wrażenia chaosu i pomieszania z poplątaniem. Książka ta to efekt drobiazgowego zbierania materiałów i ich analizy z różnych punktów widzenia. Na szczęście autor nie daje się ponieść "psychozie strachu". Przywołuje fakty, zdarzenia sprzed katastrofy i po katastrofie, co prawda nie w sposób beznamiętny i bezuczuciowy, ale też bez ozdobników nadających sytuacji martyrologiczny wydźwięk.

Według mnie jedynym mankamentem jest brak stosownych przypisów do omawianych statystyk i liczb. Ja reprezentuję postawę niewiernego Tomasza-Czytelnika, ponieważ nie uwierzę, dopóki nie zobaczę źródła. Domyślam się, że autor nie miał intencji oszukiwania, jednak akurat tych konkretnych przypisów brakowało mi najbardziej.


Podsumowując, niezależnie od tego, czy Czytelnik bądź Czytelniczka jest przeciwko energii atomowej, czy też za, książka Piotra Bernardyna to ważny głos w dyskusji, z którym warto zapoznać. Nie ma na polskim rynku wydawniczym żadnej innej wnikliwszej analizy uwzględniającej obecną sytuację polityczną w Japonii. Ta pozycja na pewno będzie nieprzyjemną zadrą dla japonofilów wierzących w mit o idealnej Japonii, a także dla osób przywłaszczających sobie prawo do jedynej słusznej opinii na temat sytuacji w Japonii. 


Ja osobiście cieszę się, że zapoznałam się z lekturą i polecam ją wszystkim, których ta tematyka interesuje.


Następny post
« Prev Post
Starszy post
Następny Post »
6 Komentarzy
avatar

Po tym jak biadolilam na fejsuniu, ze ksiazki nie czytalam (bo ktos wcisnal mi tam reklame na spotkanie autorskie z panem Bernardynem), dobra dusza ksiazke mi przyslala. I wtedy w koncu skojarzylam, kto jest autorem. Czytalam klika jego arytkulow w necie i juz wtedy zastanawialam sie czy oby na pewno w tym samym kraju mieszkamy.

I chocby ten wpis na jego blogu znowu wzbudza moje obawy, ze Japonia przedstawiana przez pana Piotra malo ma sie do codziennej rzeczywistosci japonskiej:
http://www.piotrbernardyn.com/2013/07/ciaza-chciana-ale-niemile-widziana.html
Powiem tyle i bez ogrodek - wnioski, jakie przedstawil to bzdura do kwadratu. Przetlumacze ten wpis i zabiore do pracy, bo wiem, ze wywola zywa dyskusje.
W mojej obecnej klasie sa trzy dzieciaki, ktorych mamy sa pannami (nawet nie rozwodkami), i nikt nie widzi w tym nic szczegolnego, mamy sie tego nie wstydza, i po rozmowach z dwoma z nich, okazalo sie, ze wcale nie jest to sytuacja wyjatkowa czy wzbudzajaca wieksze emocje. Moze dlatego, ze nie sa celebrytkami ;-)

Odpowiedz
avatar

Świetny tekst, z chęcią przeczytam książkę!

Odpowiedz
avatar

Drogie dwa koty,
Rozumiem, ze dokonala Pani badania opinii publicznej na (nie losowo) wybranej probie jednej klasy (szkolnej? jezykowej?) i wyszlo Pani, ze ja pisze "bzdury do kwadratu". Widocznie wszystko musi byc u Pani zmultiplikowane, np. zamiast jednego, mozna miec kota " do kwadratu".
"Trzy dzieciaki", "moja klasa", "rozmowy z dwojgiem z nich" to jednak dosc watpliwy material do uogolnien silacych sie na obiektywny opis rzeczywistosci.

A przeciez materia, o ktorej mowa jest niezwykle latwa do zweryfikowania!
Pierwszy przyklad z brzegu, ksiazka z 2009 r:
" Tough Choices, Bearing an Illegitimate Child in Japan", autorka Ekaterina Hertog
http://www.sup.org/book.cgi?id=16035

Cytat: "As is the case in Western industrialized countries, Japan is seeing a rise in the number of unmarried couples, later marriages, and divorces. What sets Japan apart, however, is that the percentage of children born out of wedlock HAS HARDLY CHANGED IN THE PAST 50 YEARS."

No tak, tylko, ze autorka zamiast niczym "dwa koty" zapytac swoich kolezanek w szkole, popelnila "bzdure do kwadratu" i ...."spent over three years interviewing single mothers, academics, social workers, activists, and policymakers about the beliefs, values, and choices that unmarried Japanese mothers have."

Prosze klikac-przewracac strony z linku ponizej, za osmym razem pojawi sie wykres, z ktorego jasno wynika, ze we wszystkich krajach zachodnich ilosc panien z dzieckiem rosla bardzo szybko i tylko jedna linia pozostaje plaska-ta z Japonii.

http://www.amazon.com/Tough-Choices-Bearing-Illegitimate-Child/dp/0804761299#reader_0804761299

Ma Pani racje-zamieszkujemy dwie rozne krainy...

Pozdrawiam
Piotr Bernardyn



Odpowiedz
avatar

Dziekuje za dobre slowo! Zamieszczam recenzje na stronie FB poswieconej ksiazce ;)
pb

Odpowiedz
avatar

Jezeli mieszkasz w kraju smierci atomowej tudziesz zwiedlej wisni, to zwroc usage japonskim " piieknoscia" bez zmarszczek ze wygladaja groteskowo w butach na obcasach jak kaczki na szczudlach, Do szpilek to trzeba miec zgrabne nogi I ladny chod, japonki nie umieja chodzic na obcasach na tych nogach bez miesni jak nie wiejskie balerony to krzywe konary, bedzie gorzej z odzywianiem u japonczykow gdy od kwietnia wzrosnie podatek szochize 8% japonce popadna w schize, juz snuja sie po sklepach te stare baby japonskie garbate I brzydkie I zagladaja do siatki, co takiego kupuje cudzoziemka, I skad gajdzina ma pieniadze, ja mowie takiej wscibskiej japonce " ano gajdzina ma pieniadze, poniewaz faceci japonscy sa frajerami dobrymi do naciagania , a zony japonskie sa glupie I naiwne I latwowierne.A tak w ogole japonce sie uwsteczniaja, I powoli beds wymierac, rak ich roztoczy.Pozdrawiam, ja tez zona japonczyka, tylko w przeciwienstwie do Pani nie stracilam wlasnej tozsamosci I wlasnych pogladow, DLA nie japonce to perfidny narod, glupi , brzydki I, zazdrosny etc, same najgorsze cechy, brudasy przez niedouctwo I prowizorke niszcza swiat, pacifik bedzie martwym zbiornikie przez ruch zoltkow.

Odpowiedz
avatar

jakoś przeoczyłam ten komentarz - pozostaje mi współczuć, że tak ciężko się Pani żyje z własnej nieprzymuszonej woli.

Odpowiedz


WSZYSTKIE KOMENTARZE O CHARAKTERZE REKLAMOWYM BĘDĄ KASOWANE.