"Zemsta yakuzy" J. Adelsteina - o intrygującym reportażu [recenzja]


Zemstę yakuzy zostawiłam sobie na ciepłe czerwcowe wieczory, ale gdy wzięłam ją na chwilę do ręki, aby zaznajomić się z moim nowym "łupem", nieopatrznie przeczytałam kilka pierwszych zdań i tak pochłonęłam ją w całości...



Zemsta yakuzy. Mroczne kulisy japońskiego półświatka to efekt 12 lat pracy autora - amerykańskiego dziennikarza Jake'a Adelsteina, który swoją karierę rozpoczął jako dziennikarz śledczy jednego z najbardziej poczytnych japońskich dzienników "Yomiuri". W języku polskim została wydana nakładem PWN w serii Bieguny. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to kolejna świetna pozycja zgarnięta przez to wydawnictwo.

Temat yakuzy nie jest mi zbyt dobrze znany. Nie przejawiamy szczególnego zainteresowania japońskim półświatkiem. Co prawda wiem, gdzie w Akashi znajduje się dom Nishiwakigumi, który jest częścią Yamaguchigumi (czyli największej grupy przestępczej w Japonii, która swoją drogą pochodzi z Kansai), wiem, jak ten dom wygląda, ale nie zrobiłam zdjęcia, bo doradzono mi, aby tym razem odpuścić. Mogę powiedzieć, że w każdym rogu są kamery, sam budynek jest otoczony bardzo wysokim murem, a na jego końcach straszą metalowe pręty, które dają jednoznaczny komunikat o zwięzłej treści: "won!". Miałam też okazję pospacerować po Tobita Shinchi w Osace - największej w Japonii dzielnicy czerwonych latarni, o której już niedługo. Do tego udało mi się zaliczyć jeden film Kitano poświęcony tej tematyce, ale na tyle dawno, że już nic nie pamiętam. Zostałam też dawno temu wyszkolona, że yakuzi obrażają się śmiertelnie, gdy nazywa się ich yakuzami, preferują formę gokudō, czyli Droga Ostateczna. Na tym moja wiedza się kończy... 

No może jeszcze podczas spaceru podejrzanymi ulicami Osaki czy Kobe Pan Sól zwykle ostrzega mnie, że jeżeli zobaczę garnitury w nieszykownych kolorach ala "bułgarski alfons", żebym z łaski swojej powstrzymała się od cykania fotek. Nigdy jednak nie miałam okazji takiego człowieka spotkać i wychodzę z założenia, że mimo wszystko tak jest lepiej.

Książka Zemsta yakuzy śpieszy z pomocą tym, którzy chcieliby się o pewnych mechanizmach i zależnościach pomiędzy mafią, polityką, biznesem, redakcjami i policją dowiedzieć więcej i tym, którzy po prostu lubią dobre kryminalne historie - tylko tym razem prawdziwe, z udziałem prawdziwych osób i trupów, a także tym, którzy lubią czytać o mrocznej stronie Kraju Kwitnącej Wiśni, a yakuza to nieodłączny element japońskiej kultury, którego nie można pomijać.


Jake Adelstein - amerykański Żyd (autor dosyć często o swoich korzeniach wspomina) ukończył studia na tokijskim uniwersytecie Jōchi, planując karierę jako dziennikarz. Dostaje się do redakcji jednego z najbardziej poczytnego na świecie dziennika - japońskiego "Yomiuri". Jak to zrobić, żeby głupi gaijin zyskał uznanie w takiej redakcji? Jak się okazuje, w Japonii redakcje ogłaszają "egzaminy wstępne", do których może przystąpić każdy, kto ma na to ochotę, o ile czyta codziennie prasę od deski do deski. Takie informacje zwykle pisane są "małym druczkiem". Na test składa się sprawdzian z umiejętności tworzenia i komponowania tekstów dziennikarskich w myśl japońskich zasad, a także szereg trudnych pytań testowych. Szczęśliwcy zostaną zaproszeni na rozmowę kwalifikacyjną, a potem na następną. I tak miało miejsce wydarzenie historyczne - pierwszy raz w historii białasowi zdarzyło się być reporterem japońskiego dziennika. Autor opowiada też o początkach w tej branży:





Zdobywanie tematów nie należało do najłatwiejszych. Na początek trzeba było zwietrzyć sprawę, potem znaleźć niskiego rangą funkcjonariusza, który nad nią pracował, zdobyć jego zaufanie i wydusić z niego wszystko, co wie. Następnie należało piąć się powoli w górę łańcucha pokarmowego, robiąc to tak, żeby góra nie zorientowała się, że cynk pochodzi z dołu.

Na łamach powieści Jake Adelstein przeobraża się z gapowatego żółtodzioba w zdeterminowanego profesjonalistę uciekającego się do wszelakich sposobów, by zdobyć to co najcenniejsze - informację. Początkowo czuje się niepewnie, popełnia błędy, nie zna zasad funkcjonowania "źródeł", ale dzięki pomocy kilku zaufanych osób szybko się uczy. Rozwiązuje kolejne zagadki, układa puzzle. Jako bohater Adelstein jest błyskotliwy, inteligentny, wykorzystuje swój urok osobisty - czasami przekracza granice moralne. W końcu zabiera się za najważniejszą "rozprawę" w życiu z mafijną grubą rybą - Gotō Tadamasa


Za dużo zresztą nie mogę zdradzić, aby nie zepsuć Czytelnikowi czy Czytelniczce przyjemności odkrywania kolejnych zagadek. Mogę tylko powiedzieć, że w Zemście yakuzy pojawia się wątek Polski, choć nie wiadomo do końca, czy rzeczywiście Polski, ponieważ autor w podziękowaniu wspominał, że zmieniał nie tylko imiona, ale także narodowości. Opisuje jak wrabia się cudzoziemki w prostytucję, jak za cichym przyzwoleniem władz wykorzystuje się je i zastrasza. 


Historia płynie wartko, nie ma w niej zbędnych retardacji, autor opisuje swoje "przygody" w sposób konkretny, mam też wrażenie, że nie koloryzował aż tak bardzo. Język powieści mnie najzwyczajniej w świecie przekonuje. Nie wypowiadam się w kwestii oryginału, za to polskie tłumaczenie jest świetne. Podoba mi się też czarny humor autora, który opisuje niektóre japońskie zjawiska w sposób bardzo ironiczny, jak np. różnicę między japońską a amerykańską pornografią czy rozmowy z yakuzami.




W mojej ocenie książkę warto przeczytać, nawet jeśli nie przejawia się zainteresowania Japonią samą w sobie. Lubię powieści, które są przemyślane i sensownie skonstruowane, tutaj wszystko jest na swoim miejscu. W Internecie pojawiły się różne recenzje, od tych wychwalających pod niebiosa, aż po najczarniejsze dno. Ta ostatnia grupa zarzuca autorowi zerową znajomość japońskich realiów, zmyślanie i brak wiedzy. Wydaje mi się jednak, że nie ma sensu na tych malkontentów zwracać uwagi. Dobre recenzje znajdzie się raczej w bardziej wiarygodnych i miarodajnych źródłach. Ja z czystym sumieniem się pod nimi podpisuję.

Jedna rzecz, do której mogłabym się przyczepić, ale to tylko i wyłącznie z prywatnych pobudek. Są trzy powtarzające się elementy w amerykańskich filmach: 1. gdy bohater czyta coś z uwagą np. studiuje dokumenty, zawsze ma na nosie okulary, 2. pojawia się konflikt syna z ojcem, ale na końcu godzą się, 3. występuje umoralniająca przemowa bohatera, dzięki której ci "źli" zmieniają swoje postępowanie lub reszta występuje przeciwko tym "złym". I to ostatnie ma miejsce w Zemście yakuzy. Na koniec autor prezentuje swoje wzniosłe przemówienie na temat dobra i zła. Z obiektywnego punktu widzenia, nie powinien to być zarzut, ale nie byłabym sobą, gdybym o tym nie wspomniała. Ja osobiście nie potrzebuję wskazania na to, co jest dobre, a co nie.


A skoro mowa o amerykańskich filmach, reportaż Adelsteina doczeka się ekranizacji w 2015 roku, a w jego rolę wcieli się najprawdopodobniej Harry Potter, czyli Daniel Radcliffe. Dlaczego Brytyjczyk? Dlaczego Radcliffe? Mogli wybrać lepiej... Być może jest to wina Anthony'ego Mandlera - reżysera, który ani nie jest twórcą hitów ani nie jest też szczególnie znany. No cóż... pożyjemy, zobaczymy.


Tymczasem polecam książkę i artykuł autora o samym sobie w "The Washington Post" z 2008 roku:

www.washingtonpost.com/wp-dyn/content/article/2008/05/09/AR2008050902544.html
i ewentualnie wywiad:
www.boingboing.net/2010/03/09/meet-jake-adelstein.html

Wynalazłam też parę co ciekawszych artykułów autorstwa Jake Adelsteina dla "The Japan Times":

1. www.japantimes.co.jp/news/2014/04/05/national/host-clubs-a-hotbed-of-human-trafficking/#.U4XRPnY090o
2. www.japantimes.co.jp/news/2014/02/01/national/media-national/war-against-stalkers-broadens-its-aims/#.U4XRfXY090o
3. www.japantimes.co.jp/news/2013/10/05/national/media-national/has-business-blackballed-the-yakuza-dont-bank-on-it/#.U4XRvHY090o 
Następny post
« Prev Post
Starszy post
Następny Post »
4 Komentarzy
avatar

Mam podobne odczucia, ale jeszcze kilka stron zostało do końca... Wkrótce się wypowiem. :)

Odpowiedz
avatar

No właśnie czekam na Twoją recenzję, bo bardzo mnie interesuje Twoje zdanie na ten temat :-) Mnie akurat taka lektura była potrzebna, więc wchłonęłam ją w ciągu dwóch dni.

Odpowiedz
avatar

Reportaż... rzeczywiście intrygujący :)

Odpowiedz
avatar

Ja z czystym sumieniem polecam :-)

Odpowiedz


WSZYSTKIE KOMENTARZE O CHARAKTERZE REKLAMOWYM BĘDĄ KASOWANE.