"Bezbarwny Tsukuru Tazaki..." i apel do wydawców

Pewnego dnia, a było to już dawno temu, postanowiłam przeczytać wszystkie wydane w Polsce książki Harukiego Murakamiego. Jak pomyślałam, tak też uczyniłam...

Wypożyczałam kolejne pozycje jedna po drugiej i tak w bardzo krótkim czasie przeczytałam dokładnie wszystkie książki z wyjątkiem Kroniki Ptaka Nakręcacza, bo mnie znudził w połowie, oraz z wyjątkiem tomu opowiadań Zniknięcie słonia

Biorąc pod uwagę fakt, że prawie wszystko z listy mam odhaczone, mogę spokojnie i z czystym sumieniem zająć się oceną pana Murakamiego jako literata. 




Akcja marketingowa wokół nowo wyprodukowanej książki była tak ogromna i bardzo dobrze przemyślana, że nawet dosięgnęła taką malkontentkę jak ja. Skoro z taką pompą wita się Bezbarwnego Tsukuru Tazakiego i lata jego pielgrzymstwa, to musi coś w tym być. Chęć przekonania się o tym na własnej skórze była bardzo silna, więc kupiłam tę książkę. 
Przeczytałam. Wzruszyłam ramionami. Odstawiłam na półkę.

Dzisiaj postanowiłam podzielić się moją prywatną opinią na temat Murakamiego, jego książek i stylu pisania. Zdaję sobie sprawę z tego, że wśród moich Czytelniczek i Czytelników są również fani autora Przygody z owcą, z tego względu mojej subiektywnej opinii proszę nie brać do siebie (choć można ją krytykować). Jeżeli zarzucicie mi brak zrozumienia tematu, postaram się z tym pogodzić ;-). 


Na początek przytoczę garstkę negatywów:  
1. W moim przekonaniu pan Murakami nie zajmuje się pisaniem, lecz taśmową produkcją książek. Powstają jedna po drugiej w naprawdę zawrotnym tempie lub też pan Murakami cierpi na chroniczną wenę. Odnoszę  jednak wrażenie, że znaczna część powieści nie jest przemyślana, lecz tworzy się "na gorąco". To z kolei odbija się na konstrukcji całej powieści i ogólnym wydźwięku.

2. Niemal każda fabuła jest do siebie łudząco podobna. Do elementów powtarzających się aż do znudzenia możemy zaliczyć:

a) nijakiego bohatera, pozbawionego cech indywidualnych, co osiąga apogeum w najnowszej powieści, ponieważ tę nowinę obwieszcza to sam tytuł. Owszem, wszyscy przyjaciele Tazakiego mieli jakiś kolor w nazwisku, tylko on jeden wyrzutek nie pasował do reszty. Owszem, to celowy zabieg. Natomiast ja nie określiłabym go jako everymana, nie tylko nie nosi on cech indywidualnych, ale także nie posiada cech uniwersalnych. Bohater jest zrezygnowany, uznaje siebie za przegranego, nie ma celu w życiu, stylizuje się na zwyczajne emo. Z tyłu książki przeczytamy wprawnie napisane dwa słowa o poszukiwaniu miejsca na ziemi i własnej tożsamości. Ja tej przynęty nie połykam... W wywiadach Murakami podkreślał, że bohaterów wzoruje na sobie, ponieważ on jest właśnie taki nijaki. Czy to prawda, czy kokieteria? Tego nie wiem, bo osobiście go nie znam.

b) balansowanie bohatera na granicy snu i jawy. Motywy oniryczne pojawiają się w wielu utworach. Mają one różne funkcje m. in. dzięki nim możemy zajrzeć w głąb psychiki bohatera, odkryć to, co głęboko ukryte przed nim samym. Czasami też w śnie bohater dochodzi do pomysłu na rozwiązanie problemu. Traktując sen bardziej ogólnie, może mieć on też wymiar symboliczny. U Murakamiego bohater zdaje się być zawieszony w przestrzeni bez konkretnego celu.
Tsukuru Tazaki ma sny, sny erotyczne o swoich dwóch koleżankach Białej i Czarnej w roli głównej, a także erotyczny sen o koledze Handzie, który zlizuje spermę Tazakiego. Sprawa ta jednak nie ma zakończenia. Sen nie wyjaśnia przyczyny śmierci Białej, nie wyjaśnia też nic na temat Handy, nie ma też za bardzo związku z homoseksualizmem.  
Być może jest to zamierzony zabieg artystyczny - sen pojawia się bez celu? A być może jest to najzwyklejsze lenistwo ze strony Murakamiego, któremu nie chce się wyjaśniać pewnych rzeczy, albo sam nie potrafi ich wyjaśnić. Prawie wszystko zostawia czytelnikowi do własnej analizy. Wydaje mi się, że proporcje nie są odpowiednie. 

c) erekcję bohatera. Każdy bohater ma erekcję w różnych okolicznościach. Każdy. W każdej książce. Bez wyjątku. Ten motyw nie byłby dla mnie irytujący, gdyby nie jego rażąca powtarzalność.

d) nadnaturalne zjawiska. To akurat mnie nie przeszkadza, jeżeli taką autor zakłada koncepcję i ją konsekwentnie realizuje. Niestety i w tym wypadku odczuwam wyraźnie, że pomysły się Murakamiemu kończą.

3. Styl autora pozostawia wiele do życzenia. Przede wszystkim język według mnie jest pseudointelektualny. Dialogi są mało wyrafinowane. A co najgorsze - tył książki zapowiada "dowcipne dialogi". Ja się pytam, które to te dowcipne? I nie chodzi mi o to, że bohater, który z gruntu ustalony jest jako nijaki, ma wypowiadać się trzynastozgłoskowcem, ale sposób mówienia ogranicza  się do schematu, a wręcz automatu. W tekście pojawiła się rozmowa tego typu:
- Czuję się pusty.
- Wcale nie jesteś pusty.
- Jestem pusty.  

Po tak zaserwowanym smakowitym dialogu, pod koniec książki pojawia się  - rodem z amerykańskich filmów typu blockbusters - moment na umoralnianie czytelnika w formie aforyzmów o życiu. I nie twierdzę, że są one aż tak tandetne, niektóre są naprawdę przyzwoite. Jednak patrząc na to pod kątem całości, dla mnie, jest to trudny do przetrawienia stylistyczny zgrzyt, ponieważ amplituda rozpiętości stylu pomiędzy banałem, a wymądrzaniem się jest zbyt wysoka.




Jeśli chodzi o wersję japońską (po lewej okładka japońskiego wydania Bezbarwnego Tsukuru), przytoczę autoryzowaną opinię Pana Sól*. Pan Sól przeczytał trzy książki: Norwegian Wood, Kronika ptaka nakręcacza oraz Przygodę z owcą. Przy czytaniu Norwegian Wood minę miał kwaśną... Przy czytaniu Kroniki ptaka nakręcacza nie mógł doczekać się końca (a tu trzy tomy!)... Przy czytaniu Przygody z owcą stwierdził, że jest trochę lepsza od reszty. Po przeczytaniu tego niewielkiego wycinka z bogatej twórczości Murakamiego doszedł do wniosku, że tak naprawdę każdy może zostać pisarzem, jeśli literatura osiąga jedynie taki poziom. Według Pana Sól język japoński oryginału jest po prostu banalny. I tak jak język codzienny zwykłego człowieka może być dodatkowym atutem powieści, tak w tym przypadku nie zmusza on czytelnika do żadnego wysiłku umysłowego, a autor inaczej po prostu nie potrafi. 
*Pan Sól  jest wyjątkowo wybredny, jeśli chodzi o japońskich pisarzy. Trudno mu dogodzić.

4. Kontynuując wątek stylu, uważam, że poziom poszczególnych książek, które wyszły spod pióra Murakamiego, jest nierówny. Niektóre sprawiają wrażenie przemyślanych i dopracowanych, a niektóre to słaby i naciągany strumień świadomości autora. 

Czy po takiej krytyce (starałam się przynajmniej, żeby była konstruktywna), znajdę pozytywne elementy? Oczywiście, że znajdę.  


Źródło: http://www.asahi.com/culture/update/0412/TKY201304120018.html
Murakami należy do twórców kultury masowej. Jego książki może czytać każdy. Najważniejsze jest, by sprawiało to czytelnikowi przyjemność. Uważam, że fan literatury popularnej w żaden sposób nie jest gorszy od tego, który raczy się jedynie wysublimowaną i starannie wyselekcjonowaną literaturą z górnej półki. Przecież nie wszystko musi nieść za sobą wzniosłe idee dotyczące ludzkiej egzystencji!

Jeżeli mam ochotę coś przeczytać, a nie mam na to zbyt wiele czasu, wtedy z pomocą śpieszy mi Murakami. Po pracy często nie mam siły skupiać się więcej na słowie pisanym, łatwo gubię wątek albo czytam tylko oczami, przez co sens do mnie nie dociera. Przy Murakamim nigdy mi się to nie zdarzyło. I wbrew wszelkim pozorom, cenię takich pisarzy, bo dzięki nim mój mózg odpoczywa. Mam też swoje ulubione pozycje Murakamiego. Jest to Przygoda z owcą i Kafka nad morzem.


Szum wokół Murakamiego przyćmiewa innych ważnych japońskich twórców literatury. Jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to znaczy, że chodzi o pieniądze. Doskonale rozumiem sytuację na rynku i trudność w utrzymaniu się wydawnictw, które nie wydają na polski świat bestsellerów z top listy. Zdaję sobie również sprawę, że dla wielu publikacji rekordowym nakładem na całą Polskę jest nakład do 500 egzemplarzy. Nie każdej powieści przypadnie tak wspaniała promocja jak sprzedaż jego książek na dworcach... Tak to wyglądało we Wrocławiu w oczach "Gazety Wrocławskiej":


Fot. Paweł Relikowski. Źródło: http://wroclaw.naszemiasto.pl/artykul/galeria/2056820,haruki-murakami-nowa-powiesc-z-automatu-na-dworcu-glownym,id,t.html
Mimo wszystko wydaje mi się, że wydawcy powinni zwrócić uwagę również na inne pozycje z japońskiego kanonu, nie tylko na jednego Murakamiego, u którego i tak tej Japonii zbyt wiele czytelnik nie uświadczy...Przykładem zachęty może być fakt, że jakiś czas temu wznowiono Kobietę z wydm Abego Kobo. Byłam niezwykle szczęśliwa z tego powodu, więc kto miał urodziny czy podobną okazję, dostawał ode mnie tę powieść. Tylko ja jedna kupiłam ich osiem. W skali kraju to żaden wynik. Jednakże wydanie musiało rozejść się w naprawdę szybkim tempie, ponieważ - a mam w zwyczaju to sprawdzać - na półce pod literą A po Kobiecie z wydm już od dawna nie ma śladu. 
Nie mamy za bardzo dostępu do współczesnej literatury japońskiej, do zdobywców chociażby Nagrody im. Akutagawy (może za drobnym wyjątkiem Hiromi Kawakami czy jednej książki Ryu Murakamiego), czy nawet do innych twórców literatury popularnej. Byłoby wspaniale, gdyby to się zmieniło...


Jedno jest pewne to nie wiara czyni cuda, ale przemyślany marketing...

Następny post
« Prev Post
Starszy post
Następny Post »
13 Komentarzy
avatar

"Kobietę z wydm" czytałam sto lat temu, w liceum. Do dziś pamiętam towarzyszące lekturze uczucie ni to klaustrofobii, ni to duszenia się tym sypiącym się zewsząd piaskiem. I do dziś nie wiem, czy mi się podobało, czy jednak wolę nie wracać do tej książki.

Odpowiedz
avatar

Osobiście odnoszę wrażenie, iż książki Murakamiego, jak i swego czasu Paolo Coelho, są nieco przereklamowane. Duży szum, a treść taka, iż mam wrażenie, że tylko autor widział w tym coś więcej, bo ja nie.

Odpowiedz
avatar

Całkowicie się zgadzam z każdym punktem krytyki i pochwał wymienionym powyżej. Od dawna właśnie takie myśli błąkały mi się po głowie, bardzo miło, że ktoś inny również ma takie przemyślenia :) Również przeczytałam prawie wszystkie powieści i opowiadania Murakamiego. Podobnie jak u Pani - Kafka nad morzem i Przygoda z owca to moje ulubione, a po 3/4 Kroniki Ptaka Nakręcacza oddałam do biblioteki bo przez dwa miesiące męczyłam tą książkę i już wstyd było przedłużać o kolejny miesiąc. Po pierwszych książkach uznałam, że Murakami jest genialny, dziś, gdy przeczytałam więcej jego pozycji, a sama pewnie też nieco dojrzałam i moje oczekiwania wobec dobrej literatury postawiły sobie poprzeczkę, uważam, że Murakami jest pretensjonalny, a czytanie kolejnych książek wydaje się być zapętlającym się deja vu - ciągle o tym samym (może oprócz 1Q84). Denerwuje mnie też to, że postacie kobiece zazwyczaj są prostytutkami, popapranymi matkami albo wyuzdanymi nastolatkami. Jakoś zaczęło mi to "mi to śmierdzieć". Mimo to, Bezbarwnego Tsukuru przeczytam, żebym mogła dalej móc narzekać :)
PS Pani wystąpienie w Bydgoszczy na konferencji Kirin podobało mi się najbardziej! :D Pozdrawiam i zapraszam na mojego raczkująco-pełzającego bloga -> http://blackcatbone9.blogspot.com/

Odpowiedz
avatar

ja również się zgadzam! moja przygoda z Murakamim zaczęła się od "Przygody z owcą", która bardzo mi się podobała, więc zaczęłam sięgać po kolejne książki.... I klops. Przez trylogię tą z "Q" w tytule ... to przebrnęłam tylko przez 1szy tom i nie przeczytałam kolejnych. Mnie po prostu ta powtarzalność zaczęła nudzić... Ale mam swoje trzy ulubione książki: wspominaną przygodę, "Tańcz, tańcz, tańcz" oraz "Hard-boiled wonderland i koniec świata". Zaś jeśli chodzi o wydawanie innych pisarzy to ostatnio WUW wydał dwie książki: "Onnazaka - droga kobiety" autorstwa Enchi Fumiko (przekład Iwony Kordzińskiej-Nawrockiej) oraz "Lata mroku" autorstwa Sawako Ariyoshi (przekład Agnieszki Kozyry).

Odpowiedz
avatar

Poniewaz opinia mojego lubego na temat tworczosci Murakamiego jest mniej wiecej taka sama jak Towjego, postanowilam zglebic temat i popytalam sie bab w pracy. Jak jeden maz (lub raczej zona) odpowiedzialy: Murakami to literacka masturbacja, glownie pisarza samym soba.

Odpowiedz
avatar

A ja się nie zgadzam. A przynajmniej z większością podpunktów. Zaczęłam od 1Q84, które mi się podobało. Nie jakoś wybitnie, ale jednak na plus. Poza tym przeczytałam jeszcze "Wszystkie boże dzieci tańczą" i "Kafka nad morzem". Teraz czytam :po zmierzchu" i jak na razie wszystkie opowieści bardzo mi się podobały. Jedne mniej, a jedne bardziej, ale zawsze się podobały. A przecież to jest najważniejsze w książkach. Co do jego stylu, to akurat cieszy mnie, że zawsze jest spokojny, oniryczny klimat. Jak chcę przeczytać coś w tym rodzaju to sięgam po jego książkę, a jak nie mam ochoty to nie. Dlaczego miałby to zmieniać, jeśli dobrze mu się pisze? Jedyne co mam mu do zarzucenia, to że powtarza niektóre szczegóły, ale to są szczegóły a nie taka sama rama historii. To samo z resztą robią też inni autorzy piszący min. opowiadania.

Odpowiedz
avatar

Jeszcze coś. Wydawnictwa rzeczywiście mogłyby zająć się innymi autorami azjatyckimi, jednak pisanie, że jeśli tak nie jest to jest to wina Murakami'ego i, że on wszystko zawdzięcza marketingowi to już przesada. I ja i paru moich znajomych zaczęliśmy go czytać na długo przed tym nim stał się modny i uznaliśmy, że warto. Jak za każdym razem kiedy jakiś autor/ książka stanie się popularny wśród młodzieży, to dobra opinia nagle znika. A już nie daj boże, żeby czytały to dziewczyny.
Murakami dodatkowo może zwrócić uwagę ludzi na to, że nie tylko w Europie i w Ameryce są dobre książki. Ale fajnie by było, gdyby powieści z Japonii były chociaż dobrze tłumaczone. Bo większość z tych, które czytałam ma beznadziejne tłumaczenia. A Murakami- nie.

Odpowiedz
avatar

Tłumaczenie powieści Murakamiego to faktycznie duży plus! Początkowo był tłumaczony z ang., potem dopiero z japońskiego, ale cały czas zajmuje się tym jedna osoba - pani Anna Zielińska-Elliott. Podobno Murakami lubi spotykać się z tłumaczami swoich powieści. Natomiast nie zgodzę się z tym, że wszystkie tłumaczenia japońskich powieści na polski to beznadzieja... Wystarczy nadmienić wspomnianą przez Podróże Japonia "Kobietę z wydm" w tłum. Mikołaja Melanowicza.

Odpowiedz
avatar

Nie twierdzę, że wszystkie (już Murakami pokazuje, że są też dobre), ale wszystkie inne które czytałam :)

Odpowiedz
avatar

Najlepszy motyw jest z balansowaniem bohaterami właśnie na pograniczu snu i jawy ( -.-)

Odpowiedz
avatar

Trochę się zgadzam, ale osobiście nie mam potrzeby takich analiz :) przeczytałam większość jego książek, ale tych kilku ostatnich już mi się za bardzo nie chce... Nie zmienia to jednak faktu, że "Koniec świata..." to jedna z moich ukochanych książek.
Pod apelem do wydawców podpisuję się dwiema rękami :)

Odpowiedz
avatar

Anonimie, jesli chcesz zobaczyc jak wyglada naprawde tragiczne tlumaczenie japonskiej powiesci na jezyk obcy, to zerknij na angielskie tlumaczenia ksiazek Keigo Higashino albo Miyuki Miyabe. Mistrzostwa swiata w najgorszym przekladzie wygralyby bez najmniejszego problemu.

Odpowiedz
avatar

Nie czytałam jeszcze "Bezbarwnego", ale wszystkie poprzednie książki Murakamiego- tak. "Kronikę ptaka nakręcacza" uważam za jego sztandarowe dzieło i najlepszą powieść. Jest sporo racji w stwierdzeniu, że główny bohater jest nijaki, a pewne elementy pojawiają się u Murakamiego nagminnie. Mi to nie przeszkadza. Bohater jest trochę taki jak wielu ludzi współcześnie-choć w przerysowany sposób. Zagubiony w życiu, dryfujący po popkulturze, banalny. W ich przygodach na pograniczu snu jest coś z tęsknoty za nieznanym, tajemnicą w próbującym wszystko zracjonalizować społeczeństwie.
Ach, też życzyłabym sobie więcej tłumaczeń japońskich pisarzy na polski :) Z ostatnich lat przypominam sobie dwie powieści Taichy Yamady.

Odpowiedz


WSZYSTKIE KOMENTARZE O CHARAKTERZE REKLAMOWYM BĘDĄ KASOWANE.