Jechałam do Japonii z dziwnym nastawieniem, ponieważ przez dłuższy czas słuchałam opowieści innych ludzi, o strasznych i niemiłych Japończykach. Częściowo udało mi się w to uwierzyć. Potwierdzeniem tych tez byli również Japończycy, których poznawałam w Polsce. Mogę bez wyrzutów sumienia powiedzieć, że to chodzące stereotypy: sztywni jak druty, poczucie własnego ego nadmuchane do rozmiarów sterowca, na zadane pytanie po japońsku, zawsze, ale to zawsze, odpowiadają po angielsku. I tu można mnożyć i mnożyć. Jednak trzeba wziąć poprawkę na to, że byli to ludzie biznesu, a oni są idealnie stereotypowi. Także obawiałam się trochę mojej wizyty w Kraju Kwitnącej Wiśni. Tak daleko od domu, sama i biała na dodatek. Co się okazało?
Wszystkie stereotypy dotyczące Japończyków nie są prawdziwe! I fakt, że jechałam ze "swojakiem" niczego nie zmieniał. W tym kraju ważną umiejętnością jest umiejętność akomodacji i szybkiego zaakceptowania zwyczajów. Oczywiście wielkie faux pas zdarza się nawet najlepszym, ale raczej nikt nie robi z tego dramatu.
"Japończycy świadomi są swej odrębności i mają chyba do niej stosunek ambiwalentny. Z jednej strony przywiązani są niewątpliwie do tradycji i do japońskiego sposobu życia, są z nich dumni, chcą je zaprezentować cudzoziemcowi i ciekawi są jego reakcji. Z drugiej strony ta odmienność trochę ich krępuje. W każdym razie twierdzę stanowczo, że poglądy o hermetyczności i sztywności Japończyków są niesłuszne. Przecież zapraszano mnie do domów mnie - osobę zupełnie obcą, cudzoziemkę i babę w dodatku. Oczywiście na początku każdej wizyty panowało lekkie skrępowanie, nie większe jednak niż to bywa na początku wizyty w Warszawie. Do przełamania większe jednak niż to bywa na początku wizyty w Warszawie. [...] Siadasz na podłodze, wpuszczasz nogi pod stolik, gdzie znajdują się już nogi gospodarzy, i od razu czujesz się członkiem rodziny. I tak też jesteś traktowana. [...] "
E. Kamler, Japonia daleka czy bliska..., Warszawa 1988
Biorąc pod uwagę, że ta książka została wydana w 1988 roku, to informacje są nadal aktualne.
Mówi się, że z Japończykami się nie da zaprzyjaźnić. Pewnie że się da! Ale przebiega to zupełnie inaczej i nikt drugiego dnia, tygodnia czy miesiąca przyjacielem drugiej osoby nie nazwie (tak powinno być w Polsce). Bo przyjaźń dla Japończyków to wielka wartość pielęgnowana z największą dbałością. Tam przyjaźń naprawdę trwa na śmierć i życie. Prawie się wzruszyłam, jak zobaczyłam przywitanie siedmiu przyjaciół z czasów podstawówki, kiedy obecnie każdy z nich jest żonaty lub prawie żonaty, a część z dziećmi.
Przyjaźń między białasem, a Japończykiem też jest możliwa. Nie uwierzę, że nie. Inaczej nie płakaliby za mną na lotnisku. Po prostu budowanie relacji to proces długotrwały i wymaga czasu. Tam tylko w sklepie ma się wszystko na pstryknięcie palcem.
W Japonii odwiedziłam wiele domów, niestety nie w każdym wypadało robić zdjęcia. Też nie wszystkie miejsca w domu mogę pokazać, bo będzie to naruszenie prywatności, o którą tak bardzo w Japonii się dba. Będą to cztery różne domy.
Na temat japońskiego domu, znaczeń poszczególnych części można przeczytać sobie dokładnie w książce B. Kubiak Ho-Chi, Estetyka i sztuka japońska. Wybrane zagadnienia, Kraków 2009 s. 170-194. Pozwolę sobie zacytować fragment z tej książki:
"Architektura jako sztuka przestrzenna obrazuje par excellence typowo japoński sposób postrzegania przestrzeni, jako ciągłej, rozciągliwej, horyzontalnej, łączącej elementy świata natury i człowieka. Przestrzeń, którą mamy tendencję postrzegać jako pustkę, Japończycy uznają za wartościowy element konstrukcji - czy to architektonicznej, czy malarskiej czy też muzyczno-widowiskowej".
Wobec tego nie można przyjąć toku rozumowania słynnego badacza Rolanda Barthesa i jego Imperium znaków. Otóż szanowny i ceniony badacz Barthes pisze w niniejszym dziele, iż kultura japońska jest semiotycznie pusta, co w praktyce oznacza, że żaden przejaw aktywności kulturowej nie niesie za sobą znaczenia. W owym dziele istnieje spory fragment dotyczący zdumiewającego odkrycia, że dom japoński, miasto, świątynia również nie mają żadnych znaczeń symbolicznych. Chyba każdy się zgodzi, że jeśli jakakolwiek kultura byłaby pusta znaczeniowo, to po prostu przestałaby istnieć. Najwidoczniej w swej wielkiej mądrości owy badacz nie doszedł do wniosku, iż pustka też może być wartością. A biedni studenci jeszcze muszą się z nim zgadzać.
Przykładowo, wchodząc na teren domostwa japońskiego, pierwsze co widzimy to przedsionek zwany genkan 玄関. Choć znaczenie religijne już się zatarło, tradycja nadal żyje. Przestrzeń domowa to przestrzeń sacrum, czyli przestrzeń uświęcona. W wielu kulturach pojawia się symbolika progu, u nas też - zastanawiał się ktoś kiedyś, dlaczego Polacy nie witają się przez próg? Bo są przesądni? Chyba nie.
W Japonii dom stoi wyżej niż cała pozostawiona niżej codzienność. To co zewnętrzne nieczyste, nieznane, to co wewnętrzne święte, znane. Także mamy tu rytuał przejścia ze sfery profanum do sfery uświęconej. Stąd też należy się "wspiąć" po jednym stopniu. Kiedyś takie stopnie były wysokie na pół metra. Teraz z moich obserwacji wynika, że zmalały do około 25-30 centymetrów, swoją drogą wspięcie się na półmetrowy stopień dla starszej osoby, musiało być nie lada wyzwaniem.
Kolejny fakt potwierdzający uświęcenie domu, to drzwi.
Tego już się nie zobaczy, a jeśli już - to na głębokiej wsi. Są (albo były) dwa rodzaje wejścia: normalne drzwi i malutkie drzwiczki obok. Te malutkie drzwiczki obok służyły jako wejście dla obcych a dokładnie dla samurajów. Jeśli samuraj chciał odwiedzić jakiś dom, musiał zdjąć wszystkie swoje katany, miecze, noże itp. zostawić przed drzwiami, a na znak swojego rozbrojenia przejść przez malutkie drzwiczki, przez które z mieczem w żadną stronę nie przecisnąłby się. Dom to miejsce pokoju. Wojna się toczy na zewnątrz, dom pozbawiony jest agresji. Zrobiłam jedno zdjęcie, ale niestety w ogóle nie wiedziałam, na co miałam zwrócić uwagę, więc nie za bardzo to widać. Nad drzwiami tabliczka z nazwiskiem rodowym. Po prawej (w rogu) drzwiczki dla samurajów. Po lewej skrzynka na listy.
Sprawa toalety również nie pozostaje bez znaczenia. W toalecie (dosłownie w każdej toalecie) mamy specjalne kapcie z napisem toire (czyli toaleta). Przez tydzień zastanawiałam się, po co komu jakieś kapcie w ubikacji? Okazało się, że toaleta to miejsce "nieczyste", w związku z tym nie wolno wchodzić do toalety w tych samych kapciach, które nosi się w domu. Cały proces wygląda mniej więcej tak: ściągamy buty, ubieramy kapcie, przed toaletą ściągamy kapcie, wchodzimy i ubieramy kapcie toaletowe, załatwiamy się, ściągamy kapcie, wychodzimy, zakładamy kapcie i idziemy dalej. Ciekawe, czy tak sztywno trzymają się reguł w sytuacjach kryzysowych. Ja pozbyłam się problemu i nie chodziłam w kapciach wcale.
Jeśli w domu japońskim jest pomieszczenie zwane washitsu 和室, czyli pokój w stylu japońskim, wyłożony matami tatami, to przed nim też należy ściągnąć kapcie. Tatami są pieruńsko drogie i do tego łatwo się niszczą, więc w trosce o nie trzeba ściągnąć buty. W naszym domu wyglądało to inaczej - washitsu służył jako graciarnia, a mama Pana Sól spacerowała sobie po tatami w kapciach bez cienia wyrzutów sumienia. Chociaż sama mi mówiła, że przed washitsu wypada ściągnąć buty.
Tam znajduje się ołtarz buddyjski i zdjęcia zmarłych przodków. To tutaj możemy złożyć im hołd i pomodlić się. Teoretycznie jeśli ktoś wraca do domu z dalekiej podróży, to powinien najpierw przywitać się z przodkami, a potem z resztą rodziny. Oczywiście Pan Sól nawet nie wpadł na taki pomysł...
Kuchnia
W kuchni znajdziemy sprzęt do wszystkiego: mikrofalówkę, toster, czajnik, zmywarkę, maszynkę do gotowania ryżu, do mielenia mięsa, sokowirówkę, maszynę do pieczenia chleba i inne wynalazki. Zlew obowiązkowo musi być duży. Powiedziałabym, że rozmiarami przypomina restauracyjne zmywaki. Większość ma zamontowane urządzenie do odwapnienia, odchlorowania i odkamieniania wody. Naciskamy guzik, a po chwili z kranu leci woda, którą można pić. Kuchnia to oczywiście miejsce dla kobiet, stąd też wiele japońskich mężczyzn nawet nie wie, gdzie znajduje się kawa. My z Panem Sól oczywiście staraliśmy się pomagać. Przez pierwszy tydzień byliśmy przeganiani, a potem nawet dostawaliśmy drobne zlecenia kuchenne typu - "zetrzyj ogórek" czy "pokrój pomidorki koktajlowe".
Salon
W salonie są dwa rodzaje stołów - wysoki i niski. W niektórych mieszkaniach wprowadzono ułatwienie tzn. przy niskim stole można usiąść jak przy normalnym, ponieważ jest pod nim dziura pół metra w głąb podłogi, dzięki temu nie trzeba siedzieć z podwiniętymi nogami. W salonie zbiera się cała rodzina, je się wspólne posiłki, komu jak wygodnie, ogląda się telewizje i rozmawia. Niczym nie różni się od naszego dużego pokoju. No może poza tym, że Japończycy kochają "pierdółki" do postawienia na półkę, toteż i półek i pierdółek jest wiele.
Przestrzeń kąpielowa
I tu pojawia się pierwsza i niezwykle ważna różnica między naszym system myślenia a japońskim. Otóż łazienka jest dwuczęściowa. Wchodzi się przez pierwsze drzwi i tam mamy umywalkę, szafki, pralkę i inne, a na końcu są drugie drzwi, w którym mamy przestrzeń kąpielową tj. miejsce do mycia się. Dzięki temu ktoś, kto się kąpie, siedzi zamknięty w jednej części, a inni mogą korzystać z drugiej. W przestrzeni do mycia po jednej stronie mamy prysznic, który nie ma żadnych zasłonek, mamy półki na kosmetyki, mamy też krzesełka do siedzenia, miski oraz wannę. Wanna w dzień jest zasłonięta, żeby się nie brudziła. NIE WOLNO pod żadnym pozorem myć się, mydlić, czyścić w wannie! Byłaby to ciężka i niewybaczalna zbrodnia. Żeby wejść do wanny należy się porządnie umyć pod prysznicem. Do wanny wchodzi się czystym i wypucowanym.
Także bardzo się zdziwiłam, bo nie wiedziałam jak mam się umyć pod prysznicem skoro nie ma zasłonki i cała łazienka się zachlapie. A tu właśnie o to chodzi, po tym całym pokoju można chlapać tyle, ile się chce, dlatego nazywam to przestrzenią kąpielową. Wannę napełnia się ciepłą wodą, a potem każdy po kolei leży sobie i odpoczywa. Wody nie trzeba zmieniać, bo już się jest czystym, więc nie powinna się zabrudzić. Opcja kąpania się po innych nie została zaakceptowana przez mój biały mózg, więc nie kąpałam w japońskiej wannie ani razu, z resztą i tak było zbyt gorąco.
Oczywiście branie prysznica chyba nikomu nie sprawiło problemu, prawda? W Japonii może nadejść ten moment, kiedy nie potrafi się zrobić nawet i tego. Z prostej przyczyny - prysznic należy zaprogramować, co nie jest takie proste. W związku z tym pierwszego dnia myłam się w lodówie, drugiego dnia tak zaklikałam, że miałam raz lód raz wrzątek, potem woda nie chciała lecieć i nagle się włączała.
Pójście pod prysznic to był horror, ale pierwszego dnia stwierdziłam, że nie będę pokazywać, że jestem betonem i nie zapamiętałam kolejności naciskania guzików. Jednak drugiego dnia moja duma pękła i otrzymałam dłuższe szkolenie z zakresu obsługi prysznica.
Sypialnia
W naszym domu były normalne łóżka, ale są i tacy, którzy śpią na futonach, czyli na miękkich materacach. Zazwyczaj goście śpią właśnie na takich futonach, a lokuje się ich w washitsu. Ja akurat nie miałam tej przyjemności. Przede wszystkim z powodu braku klimatyzacji w tym pomieszczeniu. Bez tego cudownego urządzenia latem nie ma się najmniejszych szans na przetrwanie. Trudno jest mi sobie wyobrazić, jak Japończycy dawali radę w dawnych czasach bez klimatyzacji. Z klimatyzacją też miałam przygodę. Bardzo chciałam ją sama włączyć. Ale pomyliło mi się, który to był guzik, więc naciskałam (bardzo inteligentnie) wszystkie po kolei. I bardzo byłam z siebie zadowolona, bo zaczęło wiać. Oczywiście jeszcze wtedy nie czułam, że włączyłam ogrzewanie. Pan Sól przyszedł i dostał zawału, bo nie mógł rozgryźć, co się stało. Okazało się po godzinie, że ustawiłam ogrzewanie, które będzie się włączać co godzinę przez tydzień na 15 minut. Dotykanie jakichkolwiek urządzeń tego typu zostało mi definitywnie zabronione.
Z takich małych ciekawostek mogę powiedzieć, że starsze pokolenie śpi z reguły osobno, więc mają osobne łóżka. Rewelacyjne rozwiązanie dla osób, które zdzierają kołdry z innych, przepychają się i zrzucają innych na podłogę.
Ogród
W ogrodzie wisi pranie. Pranie robione jest codziennie. Wszystko, bez względu na to, jaka to część garderoby, miało być bezdyskusyjnie oddane do prania. Następnym razem wezmę o połowę mniej rzeczy, bo i tak wszystko będę mieć czyste. W sumie też nie wpadałam na to, że nie jadę na kolonię do Ustki, tylko do normalnego domu z pralką.W ogrodzie hoduje się też warzywa i owoce: pomidorki koktajlowe, ogórki, cukinię, marchewki, bakłażany, pataty, brzoskwinie, fasolkę, winogrona, jabłka i wiele innych. Nie mam zielonego pojęcia jak się to wszystko mieści na tak małej powierzchni.
Do japońskiego ogrodu domowego zajrzyjcie tutaj: http://podrozejaponia.blogspot.com/2013/07/jak-wyglada-japonski-ogrod-od-srodka.html
To teraz, żeby już nie przedłużać - zdjęcia:
DOM NR 1
Genkan, czyli przedsionek.
Potwornie strome schody.
Każdy ma takie miejsce, w którym wisi kaligrafia, stoi podstawkę na ikebanę (na lewo) i zestaw do ceremonii herbacianej (na prawo).
Buddyjski ołtarzyk.
Tak zwany pokój Taty, służący do pracy i relaksu.
Fragment łazienki. Po lewej prysznic, po prawej zasłonięta wanna. Nad wanną widać urządzenie-zmorę, czyli programator.
A tak śpi gaijin w japońskim domu.
DOM NR 2
Klaustrofobiczny korytarz. Tam gdzie wisi ręcznik znajduje się wejście do łazienki.
Pierwsza część washitsu. Na podłodze maty tatami, ołtarz buddyjski, nad ołtarzem przodkowie, przesuwane drzwi do dalszej części.
Ołtarz.
Malowane drzwi
Dalsza część washitsu.
Takie mini świątynie umieszcza się przy suficie.
Zwyczajna kuchnia. Od razu widać, które śniadanie jest czyje. To był już ten czas, kiedy zupie miso powiedziałam stanowcze "nie!"
DOM NR 3
Wejście.
Po lewej washitsu.
Laleczki.
Pytanie do was - co to może być?
Dekoracje.
DOM NR 4
Washitsu w mieszkaniu. Jest tatami i kaligrafia, i ciekawa trampolinka z Anpanmanem (to taki bohater japońskich bajek).
Mniej lub więcej tak wyglądają japońskie domy. Jak powiedziałam, nie mogę pokazać wszystkiego, bo to narusza prywatność.
Jakby ktoś trafił do japońskiego domu, to jeszcze musi pamiętać o zasadach zachowania, o których częściowo wspomniałam, a częściowo będę omawiać szerzej.
9 Komentarzy
ja wyczytalam kiedys gdzies, ze japonskie wanny maja to do siebie ze nie sa dlugie ale sa glebokie. takie zazwyczaj tez widzialam w anime i na filmach :D.
Odpowiedzwszystkie domy sa bardzo ladne. schludne i czyste. ale dom nr 3 to chyba jakas wyzsza polka. piekne wejscie do domu no i wystroj. zaslonki to chyba czysty jedwab. cudowny.
No Pani dbająca o dom urządziła go z ogromnym smakiem. Wszędzie są jakieś wazy, obrazy, kwiaty i nie ma ani pół kiczu. I kto by pomyślał, że to nawet nie jest dom w mieście.
OdpowiedzTak wanny są głębsze, ale dla zwykłego białasa normalnych rozmiarów, to chyba nie robi to wielkiej różnicy :D
A masz pomysł, czym może być sukienka z domu nr 3?
po wnikliwej analizie zdjecia sugeruje ze jest to recznik :]
OdpowiedzMoje gratulacje! :D To jest najprawdziwszy ręczniczek kuchenny do rąk. Czemu w Polsce nie ma takich fajnych drobiazgów.
OdpowiedzChciałabym mieć taki dom...
Bólionie kochany! Twój opis walki z prysznicem i klimatyzacją (wybacz) ale bardzo mnie rozbawił, mnie takie urządzenia w ogóle nie lubią... O! Ręcznik kuchenny :O myślałam, że jakaś sukienka czy cuś, ale dół i zaszycie mi się nie podobało, a góra jak normalna sukieneczka dla dziewczynki :)
OdpowiedzA co do miso :P ja mam zamiar zrobić ramen i po raz kolejny kim chi :D
Piękne wejście w domu nr 3. Bajka normalnie.
OdpowiedzAleż mi się ten styl podoba. To po prostu mój świat :)
OdpowiedzŚwietnie napisany artykuł.
OdpowiedzWSZYSTKIE KOMENTARZE O CHARAKTERZE REKLAMOWYM BĘDĄ KASOWANE.