Czy wiecie, że takie marki jak włoski Diesel czy amerykański Lee [specjalizujące się w sprzedaży droższych ubrań] importują materiały na swoje spodnie właśnie z Japonii? Może wielu z Was się zdziwi, ale jeden z najlepszych materiałów dżinsowych produkuje się nie gdzie indziej, a na Kansai...
...a dokładnie w prefekturze Okayama w dzielnicy Kurashiki - Kojima. To właśnie w Kurashiki znajduje się słynna Dżinsowa Ulica, która mimo niewielkich rozmiarów i wąskiej specjalności, przyciąga klientów z całej Japonii.
Historia tego miejsca sięga czasów okupacji, kiedy to region słynął z produkcji kombinezonów roboczych dla Amerykanów. I choć w Okayamie uprawiano bawełnę [tak, w Japonii naprawdę istniały plantacje bawełny], na początku sprowadzano słynne Levisy. Niedługo jednak zabawiły one na wyspach, ponieważ Japończycy szybko opanowali technikę produkcji dżinsu i rozwinęli własne metody, które stosuje się do dziś.
Zajrzeliśmy tam, bo niektórzy członkowie naszej rodziny [w liczbie jeden] mają fioła na punkcie wysokogatunkowych ubrań i markowych ciuchów [i nie jest to żeńska część tej rodziny, jak mogłoby się wydawać]. Jednak żeby tam robić zakupy, trzeba posiadać zasobny portfel, bo ręczne wyroby, do tego słynne wyroby, nie należą w Japonii do najtańszych. Ceny najtańszych wahają się od min. 300 do 700 zł za parę.
Wyprodukowanie jednej pary zwykłych spodni dżinsowych wymaga sporej ilości różnych toksycznych, nieprzyjaznych środowisku i ludziom chemikaliów - takie spodnie najczęściej pochodzą z Chin, Indii oraz Turcji i trafiają na półki nie tylko tanich sieciówek, ale również do salonów drogich i bardzo drogich marek odzieżowych. Najbardziej niebezpieczne ma być piaskowanie [sandblasting], dzięki któremu dżinsom nadaje się efekt "wyblakłości", "postarzenia". Konsekwencją może być nawet śmierć wykonującego go pracownika, a u noszących bez porządnego wyprania - alergie i inne problemy skórne.
Producenci z Kojimy natomiast szczycą się ekologicznym podejściem - przykładowo zmiękczają materiał nie za pomocą środków chemicznych, ale kamyczków... Co to znaczy "kamyczków"? To znaczy, że do specjalnego bębna przypominającego ogromną pralkę, wkłada się spodnie, dosypuje się do nich całą górę małych, najzwyklejszych na świecie kamyczków i "robi się pranie" bez wody. Ponadto, zmiany koloru czy świecenie się niektórych części spodni uzyskuje się np. poprzez ręczne szczotkowanie. Człowiek, który się tym zajmuje, zwykle ma kilkudziesięcioletnie doświadczenie w szorowaniu szczotami, jest mistrzem w swoim fachu i przy okazji nierzadko to po prostu wysuszony dziadek, bo - jak się okazuje - bardzo łatwo w sposób nieodwracalny zniszczyć materiał. To wszystko oznacza, że ceny za takie spodnie są bardzo wysokie.
ALE!
Jest tutaj ważne "ale". Trzeba pamiętać, że, płacąc za dżinsy więcej, po pierwsze nosimy materiał przyjazny dla naszej skóry, przyjazny dla środowiska, mamy pewność, że nie nikt nie zmarł na chorobę płuc podczas ich produkcji oraz nosimy go przez lata [chyba że mamy wyjątkową tendencję do niszczenia ubrań]. Jeżeli ktoś cierpi na wieczne przetarcia ze względu na specyficzny sposób chodzenia, spodnie z Kojimy utrzymają się na takich czterech literach dużo dłużej, bo włókna są po prostu mocniejsze. I tak np. Diesel "made in Japan" czy Lee "made in Japan" znacznie różni się ceną i jakością od Diesel czy Lee "made gdzieś indziej w Azji".
Do najsłynniejszych japońskich manufaktur dżinsowych zalicza się Japan Blue Jeans oraz Momotaro Jeans, ten ostatni ma swój "salon ekspozycyjny" w Tokio tuż przy stacji Koenji. Firma ma niemal 10-letnią tradycję, więc do najstarszych nie należy, ale też całkiem młoda nie jest. Dżinsy Momotaro - podobnie jak baśniowy chłopczyk Momotaro - bezlitośnie rozprawiają się ze złem, czyli w tym wypadku masową i niebezpieczną dla zdrowia produkcją. Tutaj proces rozpoczyna się od zakupu naturalnej bawełny z Zimbabwe [miejmy nadzieję, że nie z niewolniczych plantacji], idąc przez naturalne barwienie lubianym w Japonii indygo, kończąc na ręcznym szyciu. Czego chcieć więcej?
Więcej dżinsu!
Na Dżinsowej Ulicy, wszystko wykonane jest z dżinsu - sklepy wypełniają ubrania i produkty wykonane z dżinsu, automaty z napojami mają dżinsowy design, na sznurkach wiszą dżinsy, ozdoby też są wykonane z dżinsu, walające się śmieci, to też ścinki dżinsu, brakuje tylko, żeby chramy i świątynie również były dżinsowe, ale na szczęście te tereny są od wszędobylskiej niebieskości wolne.
Dzielnica nie jest utrzymana w nieprzyjaznym industrialnym charakterze. Wygląda jak normalny zaułek dużego miasta - mamy ciągnące się sterty kabli elektrycznych nad głowami, zauważmy przechodzących staruszków, nastoletnich modnisiów i przyjezdnych w tradycyjnych kapeluszach chroniących przed słońcem. W środku dzielnicy stoi ciekawy drewniany dom. Obecnie jest on zabytkiem i atrakcją turystyczną - to jedna z rezydencji zamożniejszych handlarzy dżinsem owego czasu. Niestety nie dane było mi tam wejść, bo reszta ekipy nie wykazywała najmniejszego zainteresowania zwiedzaniem czegokolwiek innego niż sklepy. Niedaleko płynie sobie rzeczka, a nad całym terenem pochylają się wzgórza pokryte gęstym lasem, który skrywa całkowicie odludne chramiki. Jak na miejsce turystyczne i popularne było zaskakująco cicho i spokojnie.
Możecie się tam zatrzymać na chwilę, jeżeli zdarzy się Wam odwiedzić Kurashiki, co gorąco polecam, w przeciwnym razie - o ile nie jesteście fanami mody i dżinsu - nie wiem, czy polecałabym całodzienną wycieczkę do samej Kojimy. Myślę, że trochę mijałoby się to z celem.
Jak tam dojechać?
Z Tokio najprościej wsiąść na stacji Tokyo w shinkansen Hikari. Bez przesiadki spędzimy tam aż 4 godziny i wysiądziemy na stacji Okayama. Wtedy przesiadamy się w express Shizokaze i za 19 minut powinniśmy być już na stacji Kojima.
Na pewno bliżej i lepiej będzie nam dostać się do Kurashiki z Kioto czy z Osaki. Przykładowo z Kioto to tylko dwie godziny, a z Osaki raptem półtorej. Jak się dostać? Nic prostszego:
Na stacji Kyoto wsiadamy znów do shinkansena Hikari i pędzimy do stacji Okayama, a następnie wsiadamy w ten sam express Shizokaze i już jesteśmy. A jeśli z Osaki, to wsiadamy na stacji Osaka do JR Kyoto Line wysiadamy za 4 minuty na stacji Shin-Osaka i przesiadamy się do shinkansena Sakura lub Hikari (zależy od godziny) i jedziemy niecałą godzinę do stacji Okayama, a później analogicznie.
11 Komentarzy
Dziękuję, nie wiem kiedy ale może, przecież marzenia się spełniają
Odpowiedzj
Nie wiedziałam! :) Kolejne miejsce do odwiedzenia. :)
OdpowiedzOczywiście, że się spełniają - trzeba tylko kliknąć na stronę linii lotniczych i gotowe :-) A teraz są świetne promocje bezpośrednio z Warszawy bez przesiadek :-)
OdpowiedzJak będziesz w okolicy, to zajrzyj koniecznie - na pewno wrócisz obładowana zakupami :D
OdpowiedzNigdy nie spodziewałbym się, że w tak niepozornym miejscu może kwitnąć produkcja tej skali :) . Super opis.
OdpowiedzDzięki wielkie :D No ja sama byłam bardzo zdziwiona, jak zobaczyłam. Co prawda fabryki są oddalone od Dżinsowej Ulicy, ale wszystko jest skomasowane właśnie tam :-)
Odpowiedz300-700 zł za ręczną produkcję to nie jest dużo. Jakiś czas temu szukałam dla siebie jeansów, te wszystkie levisy czy wranglery ok. tyle kosztują a wyprodukowane w Bangladeszu czy Chinach. W ogóle, porównując z levisami sprzed 10 lat, jakość kuleje.
OdpowiedzAch, tak mi się marzą takie porządne jeansy.
No proszę ile ciekawych informacji, w życiu nie słyszałam o dżinsach z tego terenu, nie wybieram się tam w każdym razie ale jeśli będę w pobliżu to kto wie... a cena przerażająca nie jest, nic tu w Japonii tanie nie jest, a jeśli można kupic i drogo i zdrowo i ekologicznie, to czemu nie?
OdpowiedzTo prawda, jakość ubrań tych samych marek znacznie się obniżyła. Nie mówię nawet o droższych markach jak Levis, ale chociażby taki H&M - mam ubrania sprzed 8 lat w stanie idealnym, a te nowe - po dwóch praniach stają się ścierkami do koszami...
OdpowiedzJa też nie wiedziałam. Wracaliśmy akurat od Babci z Sikoku i to jest w miarę po drodze, a że niektórzy bardzo pragnęli kupić jeansy, to akurat :D W Akashi w Uniqqlo w soboty są przeceny - zawsze - dlatego ja kupiłam sobie dwie pary super jeansów za 15 zł :P i to moje najtańsze spodnie w historii, a są z Japonii, dlatego wydaje mi się, że w tym kraju po prostu trzeba albo mieć szczęście, albo wiedzieć, gdzie szukać :D
OdpowiedzMało kto wie że Japonia jest tak znana również z jeansów. Japońską marką znaną na świecie jest Uniqlo.
Odpowiedzhttps://lowcamarek.blogspot.com/2016/09/uniqlo.html
WSZYSTKIE KOMENTARZE O CHARAKTERZE REKLAMOWYM BĘDĄ KASOWANE.