Na wyspie Taketomi spotkasz gwiazdy


Bambusowa wyspa (od nazwy take czyli bambus) leży beztrosko na Oceanie Spokojnym w Archipelagu Yaeyama i leniwie wygrzewa się w słońcu, którego w tym regionie nie brakuje. 


I choć rzadko sama w sobie jest celem wyjazdu na Okinawę, ponieważ turyści preferują wyspę-matkę - Ishigaki (tutaj jest lotnisko, zalążek miasta, zarodek życia nocnego oraz całe mnóstwo kramików z kiczowatymi pamiątkami), to może warto spędzić tam przynajmniej jedną noc? Na wyspach tak niewielkich jak Taketomi cały np. tygodniowy urlop spędzają ci, którym rzeczywiście zależy na wyciszeniu i uspokojeniu się, mający przy okazji całkiem zasobny portfel. W ramach rekompensaty za spore wydatki z całą pewnością poczujemy wyspiarski i wyjątkowy klimat. Będzie to mieszanka "kontynentalnych" mat tatami z oceanicznymi koralowcami i kwitnącym hibiskusem. 



My wybraliśmy się na całodzienną wycieczkę. Promy kursują kilkanaście razy w ciągu dnia, a rejs jest bardzo krótki (10 minut). W przeciwieństwie do Iriomote nie będziemy skazani tylko na samochód lub na wycieczkowy autobus, bo tutaj najlepiej wypożyczyć rower. Jasne, nikt nie broni chadzać piechotą, ale ja osobiście to odradzam, bo cienia jak na lekarstwo, no i czasu jak zawsze jest mało, mało, mało. 

Jak wypożyczyć rower? Nic prostszego. Najlepiej wsiąść do pierwszego lepszego busika, który podwiezie nas pod wypożyczalnię rowerów.



Nasza wypożyczania - budynek i rowery - naznaczone były zębem czasu, podobnie zresztą jak i właścicielka - urocza staruszka z trwałą na włosach (a może to naturalne okinawskie loki?) i okularami do czytania na nosie. Miała wielki zeszyt w japońską kratkę, w którym prowadziła tzw. "rejestr". W takim miejscu na próżno szukać wypasionych, bajeranckich górali, raczej znajdziecie tu lepsze lub gorsze rupiecie z tradycyjnymi koszykami z przodu. 

Gwiezdne plaże Taketomi



My zaczęliśmy od końca. Pedałowaliśmy całe 10 minut na drugą stronę wyspy, bo tam znajduje się cudowna plaża Kaiji. Mówi się, że jest to miejsce, gdzie spotka się prawdziwe gwiazdy. Postawiliśmy rowery pod drzewami, bo nie sposób kraść na wyspie i zbiegliśmy, żeby jak najszybciej dotknąć bajkowego Pacyfiku. Pod nogami usłyszeliśmy śmieszny pisk i chrzęst. Zanurzyłam rękę, żeby sprawdzić, dlaczego piasek tak trzeszczy i poczułam, że wcale nie jest to sypki, mięciutki i bielusieńki piaseczek znad Bałtyku, którego jestem fanką. To malusieńkie, wyschnięte i umarłe koralowce o fantazyjnych, gwieździstych kształtach! Gdy zrobi im się zdjęcie obiektywem makro, wyglądają apetycznie niczym puchate ciasteczka. 


fot. World Atlas of Sand, www.sand-atlas.com

Może i taki piasek z bliska wygląda niepozornie, ale rajem dla naszych stóp a w szczególności tych malutkich dziecięcych już nie będzie. Początkowo nieco kuje, ale po pewnym czasie staje się nieprzyjemny - zwłaszcza w oceanie. A my (mądrale) nie zabraliśmy w ten dzień butów do wody (bo po co) i spacerowaliśmy po morskim dnie baaardzo powoli, co jakiś czas "ał-ał-ałując".



Na Kaiji Beach nie kąpaliśmy się jeszcze tak uroczyście, było to zaledwie preludium. W celu "ciała zanurzenia" chcieliśmy przenieść się na kolejną, piękną i szeroką plażę Kondoi. Wróciliśmy do miejsca, gdzie porzuciliśmy nasze rowery. Patrzymy, szukamy, macamy, a po rowerach ani widu, ani słychu... Stały jakieś inne, ale na pewno nie nasze. Ktoś nam zwędził rowery! 

Nie, to nie możliwe, przecież sama się zarzekałam, że z wyspy kraść się nie da. Pozostało nam tylko zadzwonić do wypożyczalni i powiedzieć, że ktoś musiał, zamiast swoich, "pożyczyć" nasze. Jak się okazało, takie awarie zdarzają kilkakrotnie w ciągu dnia, więc przyjechał vanem ten sam pan, który przywiózł nas z portu i dostarczył nam dwa inne rupiecie. Mówił, że na koniec dnia wypożyczalnie wymieniają między sobą "ukradzione" rowery przez przyjezdne ciamajdy. Zapytałam więc grzecznie, dlaczego - skoro mówi, że to takie nagminne - nie wprowadzą systemu identyfikacyjnego typu charakterystyczna czerwona, niebieska lub żółta wstążka w okolicach siodełka. Powiedział, że istotnie, wprowadzili znaki rozpoznawcze i wskazał palcem na cienką i na dodatek czarną niteczkę w szprychach... Pozostało mi tylko wyrazić wątpliwy podziw: "ach, tak..." 



Podziękowaliśmy i pojechaliśmy na plażę Kondoi, żeby podjąć rytuał zaprzyjaźniania się z Pacyfikiem. Trzeba odejść (cały czas "ał, ał-ując") spory kawałek od brzegu, żeby zanurzyć się przynajmniej do połowy, bo Kondoi Beach to przyjazna mielizna. Nie ma tu ostrych koralowców, bo nie ma raf, a skoro nie ma raf i jest stosunkowo płytko, to i ryzyko natrafienia na człowiekożerne rybcie maleje. Z tego względu polecam to miejsce na rodzinny wypad z małymi dziećmi. W tym miejscu zdarzają się jednak bliskie spotkania z habu-meduzą, o czym informuje zardzewiały znak i daje wskazówki, jak postępować (o bezpieczeństwie na Okinawie pisałam tutaj: www.podrozejaponia.blogspot.com/2015/04/poradnik-bezpieczenstwo-na-okinawie-jak.html). 

A tak naprawdę o czym trzeba pamiętać, jadąc na Taketomi? Że budowanie zamków z koralowców może przysporzyć tatusiom problemów, bo tak fajnie jak piasek się nie kleją. 



Po kilku godzinach rzucania się na płaską wodę, grzebania w koralowcach i obrzucaniem się nimi, udawania rekinów w ramach bezpłatnego programu animacyjnego dla ludzi dorosłych (i śmiertelnie poważnych zarazem) pt. "Razem uwsteczniajmy się!", zgłodnieliśmy. Czas było wysuszyć się na słońcu i wyruszyć na poszukiwanie okinawskich smakołyków. 

Dieta okinawska - co zjeść na Taketomi



Po raz kolejny "wykazaliśmy się", bo gdy dotarliśmy do tzw. centrum, okazało się, że bary już dań nie wydają, a było - naszym zdaniem - bardzo wcześnie. Ostał się jeden, gdzie japońska parka kończyła się posilać, a chłopak już zmywał stoły, szykując się do zamknięcia. Nie było wyjścia - zawołaliśmy jego mamę i wyprosiliśmy z oczami kota ze Shreka dwie miski tradycyjnych klusek, bo w plecaku mieliśmy tylko ośmiornicowe chrupki dla dzieci... 



Na Yaeyama najlepiej spróbować yaeyama soba (jak sama nazwa wskazuje), która w odróżnieniu od "kontynentalnej" soby jest całkowicie pszenna. Do tego dają kawałek mięska, może być i kawałek ryby, przyprawiają imbirem oraz zieloną cebulką. Pycha! Mówi się, że dieta okinawska należy do najzdrowszych na świecie, więc jedzcie do woli.



Rozrywki na Taketomi

Plaża, widoki, ocean, jedzenie, a co poza tym? Tu trzeba powiedzieć sobie otwarcie - zbyt wielu miejsc do "zwiedzania" na Taketomi nie znajdziecie... 




Na pewno warto wdrapać się na brzydką, betonową wieżę Nagomi no tō o wysokości aż 5 metrów, z której rozciąga się widok na charakterystyczną okinawską wioskę. 



Polecam dokładnie przyjrzeć się budowie domów, a w szczególności murom, które je otaczają, ponieważ niemal w całości zbudowane są z ciemnych koralowców. 



Można też przespacerować się w głąb oceanu po betonowym molo, które na zdjęciach promocyjnych wręcz zapiera dech w piersiach, a w rzeczywistości jest nierówne, spękane, choć to wynik wieku. Zbudowano je bowiem w 1938 roku i obecnie figuruje na liście zabytków. Wygląda tak:


Gdzie jest Nemo? Dziarsko pływa na okinawskich rafach! Świetnym pomysłem (zwłaszcza dla rodzin z dziećmi) będzie rejs łodzią ze szklanym dnem. Impreza nie jest bardzo droga, ponieważ na Taketomi będzie to 1200 jenów za osobę dorosłą, a za dziecko (ucznia podstawówki) 600 jenów. 




Łodzie wypływają co pół godziny, począwszy od 8:15 do 16:15 (ostatni rejs) za wyjątkiem 12:15 (o tej godzinie jest przerwa na lunch). Ważna informacja jest taka, że na Taketomi biznes kręci się 365 dni w roku, więc nie musimy się martwić o terminy. W szczycie sezonu trzeba jednak pamiętać, że chętnych może być więcej niż moce przerobowe, więc powinno się zrobić rezerwację pod numerem +81 090 3797 7881. Numer ten jest podany na dwujęzycznej ulotce, więc wydaje mi się, że istnieje szansa na dogadanie się po angielsku. Można też spróbować wypełnić formularz na stronie internetowej: www.taketomijima.com/inquiry (w kolejności: nazwisko, adres e-mail, numer telefonu, adres, data - miesiąc, dzień, przed południem, po południu, liczba osób, treść maila).

Z innych rozrywek proponowałabym pogłaskać wodną krowę z hibuskusem w grzywie dodającym jej szyku i elegancji. Wodna krowa na wyspie wiedzie w miarę spokojne i leniwe życie, poza tym, że w sezonie turystycznym musi wozić głównie Japończyków. W trakcie przejażdżki stangret wystrojony w hawajską koszulę, gra na kucho, czyli na okinawskim shamisenie, i śpiewa ludowe przyśpiewki, żeby "kontynentalni" poczuli klimat japońskich Hawajów. My nie korzystaliśmy z tej przyjemności, ale po minach siedzących w wozie Japończyków widać było, że im się podobało.



Okinawa, ale i archipelag Yaeyama, słynie z własnej religii praktykowanej od czasów najdawniejszych, do której mieszkańcy wysp - jak twierdzą - są bardzo przywiązani. To specyficzna mieszanka wpływów japońskich, chińskich oraz polinezyjskich i nazywa się po japońsku onarigami. Ciekawe jest to, że religia Riukiu nadaje kobietom zupełnie inną rolę. W przeciwieństwie do shinto to one stają się kapłankami i zwierzchniczkami chramów. Co więcej, pojawia się instytucja "szamanki", która posiada zdolność widzenia, słyszenia i odczuwania obecności kami, czyli bóstw. To nie znaczy, że mężczyźni nie angażują się w sprawy religijne, ale - według onarigami - wiemy, że natura pozbawiła ich szóstego zmysłu. 

Mieszkańcy Taketomi szczycą się nie tylko odmiennością kulturową w stosunku do wielkiej Japonii, ale też i do całej Okinawy, a nawet do samego archipelagu Yaeyama. Co ich wyróżnia? Po pierwsze, najstarsi mieszkańcy wyspy znają i posługują się językiem teedunmuni (odmianą języka yaeyamańskiego), który - jeśli zostaną podjęte odpowiednie kroki - być może uda się przynajmniej utrwalić, a tym samym ocalić od całkowitego zapomnienia. Od 40 lat organizowane są konkursy krasomówcze dla dzieci, a samym językiem zainteresowało się UNESCO. Po drugie, taketomińczycy w nieco inny sposób okazują bóstwom szacunek, ale nie do końca orientuję się w różnicach. Wiem tylko, że jednym z ważniejszych świąt jest festiwal Tanetori - obchodzony bardzo hucznie - z tańcami i pokazami, który pod koniec roku ściąga setki turystów z całej Japonii. 

Jeśli nie będziecie mieli okazji uczestniczyć w obchodach Tanetori, to przy odrobinie szczęścia spotkacie kapłanki dokarmiające lokalne bóstwa.




Gdzie spać na Taketomi


Jak już wspomniałam, najczęściej wybiera się opcję całodniowej wycieczki z Ishigaki na Taketomi. Wydaje mi się, że to sensowne rozwiązanie, ponieważ dłuższy pobyt na wyspie może być od bardzo po dramatycznie drogi, poza tym trzeba go rezerwować ze sporym zapasem. Oprócz sezonu wakacyjnego, najtrudniej będzie nam znaleźć nocleg od października w górę ze względu na festiwal Tanetori. Niemniej jednak może warto wziąć tę wyspę pod uwagę? Przede wszystkim ze względu na jej przyjazny charakter i oddalenie od cywilizacji... 

Jak szukać noclegów? Najlepiej przez strony specjalizujące się w rezerwacjach, wtedy mamy gwarancję, że dogadamy się po angielsku.


Na wyspie oprócz trzech zarejestrowanych na bookingu hotelików, znajdują się małe rodzinne pensjonaty, których nie znajdziemy inaczej niż po japońsku, ale niektóre mają angielską wersję:




Jak dojechać na Taketomi?



Najpierw trzeba dolecieć samolotem Peach Air lub innym na wyspę Ishigaki (z Osaki, Tokio). O tanich liniach lotniczych przeczytacie tutaj: www.podrozejaponia.blogspot.com/2014/06/tanie-latanie-po-japonii.html

Następnie musimy kupić bilet na prom. Polecam firmę Ishigaki Dream Tours, która kursuje często i nie jest aż tak droga. Tak przedstawia się aktualny rozkład rejsów: 



Przydatne linki:



Następny post
« Prev Post
Starszy post
Następny Post »
6 Komentarzy
avatar

Na pewno tam pojadę jeszcze raz :-)

Odpowiedz
avatar

Super! Nam niestety zabrakło czasu na Okinawę i okolice :(

Odpowiedz
avatar

To oznacza, że trzeba tam kiedyś wrócić! :-)

Odpowiedz
avatar

Strasznie żałuję, że nie dotarłam na Ishigaki i okolic, ale nadrobię! Bo Oki na zawsze już pozostanie w mojej top-dziesiątce ulubionych destynacji :)
Buziaki

Odpowiedz
avatar

Pewnie już niedługo pojedziecie :D ! Znając Was :D

Odpowiedz


WSZYSTKIE KOMENTARZE O CHARAKTERZE REKLAMOWYM BĘDĄ KASOWANE.