Z okazji Nowego Roku mam zamiar rozdać prezenty! Do wygrania będą dwa piękne zestawy japońskich kart do gry - Hanafuda oraz standardowo - prezenty niespodzianki - dołączone do tych zestawów. Przeczytajcie uważnie post i wykonajcie zawarte w nim zadanie.
Hanafuda - japoński poker
Dzisiaj na warsztat bierzemy Hanafudę [jap. 花札], czyli talię japońskich kart do gry - czysto rozrywkowej lub czysto zarobkowej. Otrzymałam jeden egzemplarz od polskiego wytwórcy gier Trefl, aby opracować recenzję oraz udało mi się zorganizować jeszcze dwa egzemplarze dla moich Czytelników i Czytelniczek, żeby Nowy Rok rozpoczęli przyjemnie i być może bardziej rodzinnie? Bowiem do stołu z hanafudą może zasiąść od 2 do 3 graczy, a w niektórych wariantach i więcej.
Historia Hanafudy sięga około 500 lat wstecz. Karty kwiatów, choć przez wielu uważane za rdzennie japońskie, zostały zaadaptowane z tradycyjnych kart Zachodu. Przypłynęły one wraz z portugalskimi statkami na wyspę Kiusiu. Japończykom ten wynalazek bardzo szybko przypadł do gustu. Tokugawom natomiast nie podobało się, że te wstrętne, obce kartoniki urzekły wszystkie warstwy społeczne, również te najniższe. Jakby tego było mało, chłopi zamiast pracować 24h na dobę, zaczęli oddawać się próżnym karcianym rozrywkom. A szczytem bezczelności było zarabianie na tym pieniędzy... Cóż zatem mogli zrobić oficjele - szczerze zmartwieni gnuśniejącym na ich oczach społeczeństwem? Zakazać sięgania po tę plugawą grę, ot co! Wiadomo jednak, że natury człowieka się nie oszuka - zakazany owoc zawsze smakuje najlepiej. I tak powstały zdobione kwiatowymi motywami kartoniki, aby niczym nie przypominały europejskich kart. W ten sposób Japończycy zagrali na nosie Tokugawom i mogli uprawiać hazard do woli. Oczywiście, w niedługim czasie również i kwiatowe karty zostały zdelegalizowane.
Wpływ Hanafudy na język japoński
Trwałe ślady pozostawione przez Hanafudę w japońskiej kulturze widoczne są również na przykład w języku japońskim - kilka zwrotów weszło do codziennych dialogów mieszkańców Kwitnącej Wiśni i pozostało aż do dziś, a aby nie być gołosłowną, spieszę z dowodami.
Czy znacie czasownik shikato suru? Oznacza on 'ignorować' i zwykle używany jest w odniesieniu do drugiej osoby, a nie zjawisk w otaczającej nas rzeczywistości. Powstał on w oczywistych okolicznościach - zapewne podczas wesołej partyjki w dusznej knajpce przy wielu czarkach sake. Ma on związek z październikową kartą [karty są podzielone na 12 miesięcy, gdzie każdy z nich ma 4 warianty] przedstawiającej jelenia pośród liści momiji [japońskiego klonu]. Ów jelonek wygląda, jakby miał nas w głębokim poważaniu, bo z przekąsem i dumą odwraca od nas spojrzenie i ukazuje dostojny pyszczek z profilu.
Ta karta odpowiada październikowi, czyli dziesiątemu miesiącowi w roku. Po japońsku shika oznacza 'jelenia', a tō - liczbę 10, po złożeniu tej kombinacji wychodzi nam shikatō
- skrócone w czasach późniejszych - do shikato [bez
przedłużonej samogłoski]. Jak go używać? Mogę podać obrazowy przykład.
Opis sytuacji: Pan Sól wściekły, że po raz setny w tym miesiącu zmywa
gary po obiedzie, daje mi przy tym werbalną reprymendę i ostrzeżenie
przed realnymi konsekwencjami mojego niecnego postępowania, podczas gdy
ja [jak gdyby nigdy nic] uprawiam perfidny leżing na narożniku i zdaje
się być głucha na te groźby. Ignoruję go. Wtedy Pan Sól może wobec mnie
użyć następującego sformułowania, zaznaczając tonem głosu wielkie
oburzenie swe: Shikato suru na! 'Przestań mnie ignorować!'
[Uwaga: Opisana sytuacja jest fikcyjna. Radzimy zaniechać wszelkich prób
odtwarzania przytoczonych postaw i zachowań].Przykładów można wymienić jeszcze kilka, ale przypuszczam, że mogłoby to zionąć nudą. Przejdźmy zatem do najciekawszej, a do tego prawdziwej historii, której bohaterką była talia kart Hanafudy.
Historia pewnego Japończyka, który okazał się mistrzem marketingu
Cofnijmy się w czasie do Kioto z roku 1889, kiedy od trzech lat Hanafuda cieszyła się odzyskaną legalnością. Co prawda, pewien uraz w świadomości społecznej pozostał, więc nieafiszowanie się z zamiłowaniem do kwiatowych kart należało do dobrego tonu. Na partyjki w ciasnych spelunach spotykały się typy spod ciemnej gwiazdy, jak i przypadkowi obywatele szukający szczęścia, sypiąc nieco jenów na stół. W tym czasie społeczności graczy przyglądał się 30-letni Fujisarō Yamaguchi, który łebski był w interesach i niezwykle kreatywny w marketingu. Postanowił, że to on zajmie się produkowaniem kart do gry w Hanafudę, a zapotrzebowanie było naprawdę spore. Dlaczego? Zdecydowanie nie dlatego, że po otwarciu granic na świat Zachodu Japończycy rzucili się tłumnie na zakazaną od lat grę. O nie, jak wspomniałam wcześniej, Hanafuda wywoływała proste skojarzenie z japońskim półświatkiem. Prawdziwym powodem był fakt, że profesjonalni gracze używali jednej talii tylko jeden raz. To taki środek zapobiegawczy przed szalbierstwami ze strony przeciwnika. Karty musiały być otwierane z nowego pudełka w obecności obu graczy, a po skończonej partii lądowały w śmieciach. Na dodatek hazardziści wymagali najwyższej jakości od producenta ich niezbędnego narzędzia pracy. Posiadłszy tę wiedzę, Yamaguchi podjął wyzwanie. Założył firmę Nintendo [znaną bardziej z legendarnego Mario Brosa i Game Boya, którego swego czasu każdy dzieciak chciał dostać pod choinką] i wyprodukował pierwszą talię kart kwiatów zwaną Daitōryō, co oznacza 'prezydent'. Wizerunkiem talii uczynił on Napoleona Bonapartego i zapewne wykorzystał jego rozpoznawalną aparycję do lepszej promocji. Przecież już wtedy miłością do Francji - symbolu europejskiej cywilizacji i jej wielkich dokonań - zapałała nie tylko artystyczna bohema japońska. Co więcej, Bonaparte to symbol siły, potęgi, władzy, zwycięstwa, męstwa i odwagi. Młody biznesmen był pewny, że trafił w sedno. Jak myślicie, udało mu się? Niestety nie. Sprzedaż szła marnie, nikogo jego karty nie obchodziły, a tym bardziej biały koleś na pudełku. Co gorsza, Napoleon Bonaparte nie pełnił funkcji prezydenta Francji...
Dobry biznesmen z niepowodzeń wyciąga konstruktywne wnioski i podejmuje określone działania. Uczynił tak i Yamaguchi - szybko obrócił pierwszą porażkę w wielki, niesłabnący sukces. Teraz należałoby zadać pytanie, jaką tym razem strategię przyjął? Otóż, skorzystał ze znanej techniki handlowej - sprzedaży bezpośredniej. Osobiście zapuszczał się w obskurne zakamarki mniej reprezentacyjnych dzielnic Kioto i stopniowo zdobywał zaufanie przyszłych klientów. Bardzo szybko okazało się, że produkt prezentowany przez tego podejrzanego jegomościa jest znacznie lepszy jakościowo od innych, poza tym ta złudna nadzieja, że siła i potęga kart z wizerunkiem zachodniego Daitōryō zwiększają szansę na wygraną, przemawiała do męskiej wyobraźni. A któż by marnował czas na analizy, czy Napoleon, albo jak go tam zwą, to prezydent, konsul czy zwykły facet w zabawnych ciuchach - ważne, że dodawał otuchy przed starciem z przeciwnikiem! Nic dziwnego, że prezydencka talia kart autorstwa Fujisarō Yamaguchiego - właściciela firmy Nintendo - zdobyła godną podziwu popularność. Do dziś "Prezydenta" kupują profesjonaliści, hobbyści i zwykłe gospodarstwa domowe.
Mama Pana Sól kiedyś z niepowodzeniem uczyła nas grać. Z niepowodzeniem, bo nie mieliśmy ani listy kombinacji kart, ani kolejności miesięcy, ani też punktacji za poszczególne karty. Przecież nie sposób zapamiętać z ustnego kilkuminutowego wykładu obrazków na 48 kartach, ich znaczenia, nazwy miesiąca oraz punktów, a żeby było tego mało - kombinacji, w jakie wchodzą z innymi kartami! Także odpuściliśmy sobie. Ja jednak kupiłam sobie Hanafudę ze stujenowego sklepu na wszelki wypadek. Talia przeleżała dobre 3 albo 4 lata, bo Pan Sól nigdy nie chciał ze mną zagrać aż pewnego dnia...
Hanafuda z Podłęża
...dostałam polską edycję Trefla, z którą musiałam się dobrze zapoznać!
Nie przypadkowo w tytule użyłam porównania Hanafudy do japońskiego pokera. Oprócz nie budzącego niczyich wątpliwości faktu, że obie gry są grami hazardowymi, w japońskiej i zachodniej wersji celem jest zdobycie jak największej liczby punktów poprzez określone kombinacje kart, przy dużej losowości rozgrywki, mówiąc wprost - wiele zależy od naszego szczęścia lub jego braku. Chociaż muszę przyznać, że przy Hanafudzie trzeba trochę więcej kombinować.
Różnice są równie oczywiste - karty hanafudy to 48 figur bez numeracji. Wartość danej karty określa przedstawiana na niej grafika. Karty uporządkowane są według 12 miesięcy, z których każdy liczy po 4 odmiany [12 x 4 = 48]. Mamy zatem dwanaście różnych gatunków roślin japońskich odpowiadających miesiącowi jego kwitnięcia. Pośród sosen, śliw, wiśni, wisterii, irysów, peonii, lespedezy, susuki, chryzantem, momiji, wierzb i paulowni są ukryte zwierzęta [żuraw, wierzbówka chińska, motyle, dzik, gęsi, wspomniany ignorujący nas jeleń, żaba, jaskółka i feniks], a także zwoje z poezją lub bez, mostek oraz wielki kaligraf epoki Heian Ono no Michikaze [znany też jako Ono no Tōfū]. Jak słusznie informuje instrukcja, trzeba pamiętać, że:
"Aby w pełni czerpać przyjemność z gier rozgrywanych przy użyciu Hanafudy, najlepiej najpierw dobrze poznać karty - nauczenie się przyporządkowania roślin do miesięcy znacznie ułatwi rozgrywkę".
Święta prawda! Pierwsze partie gry były powolne, ciągle zerkaliśmy do instrukcji, aby zorientować się, czy zgarniamy odpowiednie karty do kombinacji.
Świetnie, że w instrukcji podane są zasady do trzech znanych gier przy użyciu talii Hanafudy, a nie tylko jednej. Opisano je w sposób przystępny i łatwy do zrozumienia, nie trzeba głowić się pół dnia, aby dotarł do nas sens. Jeśli mam się czegoś czepiać, to dla mnie trochę niejasne zostały sformułowane informacje odnośnie punktacji przy kombinacjach koi-koi, ale nie jest to niemożliwe do odcyfrowania. Trzeba po prostu się trochę bardziej skupić.
Cieszy mnie, że znalazło się słowo wstępne, gdzie w interesujący sposób podana jest historia kart i przełomowych wydarzeń mających na nie i grających wpływ. Do tego otrzymujemy układ miesięcy z opisanymi grafikami [można się nauczyć np. nazw kwiatów po japońsku]. Idealnym [przynajmniej dla nas] rozwiązaniem są dwie instrukcje - polska i angielska.
Zdecydowanym mankamentem są błędy w druku, co oznacza, że korekta składająca się z trzech osób trochę dała ciała. W wersji angielskiej wyskakują polskie wstawki jak: "10 points, 4 punkty...". To się da wybaczyć. Natomiast jeśli chodzi o nazwisko japońskiego malarza wymienionego wśród twórców edycji Trefla, o ile mówimy o tym samym Japończyku, który miał do czynienia z krakowskim ASP i pracował przy produkcji trzech polskich filmów - Vinci, Ile waży koń trojański i Solidarność, solidarność, to osoby odpowiadające za korektę instrukcji dopuściły się poważnego przeoczenia [zwłaszcza, że nie jest 500-stronicowa monografia, a cieniutka kolorowa "ulotka"]. Jeśli się nie mylę [a tak też może być], to malarz odpowiedzialny za kaligrafię japońską nazywa się nie Masakazu Miyanga, a Masakazu Miyanaga.
Karty są starannie opracowane graficznie. Naprawdę przyjemnie się na nie patrzy i trzyma w ręku. Zresztą swoje robi też doświadczenie, bowiem Małgorzata Flis - autorka projektu - to artystka z 30-letnim stażem. Podoba mi się zarówno koncepcja, jak i samo wykonanie [od razu przywołujące na myśl tradycyjne japońskie malowanie tuszem].
Wydaje mi się, że rozsądną podjęto decyzję o wielkości kart treflowej Hanafudy. W rozmiarze i dotyku niczym nie odbiegają od standardowych europejskich kart - zmieszczą się w każdym eleganckim etui na karty. To pewnie ukłon w stronę naszych przyzwyczajeń. Wykorzystanie papieru i typowego formatu kart powoduje, że koszt jednej talii nie jest wysoki. Dla potencjalnego nabywcy, to kolejny argument na korzyść - przystępność cenowa. Zapłacimy za pudełko ok. 30 zł. Z drugiej jednak strony, papierowe karty łatwo ulegają zniszczeniu, gną się, rysują itp. itd. Ale nie musi to być przeszkodą stojącą na drodze do zakupu.
Chcąc porównać japońską Hanafudę z wydaniem Trefla, w oczy rzuca się rozmiar kart, który jest mniejszy [zwrócono na to uwagę w instrukcji]. Ponadto zdarza się, że materiałem do jej produkcji jest twardy plastik, a nie papier, z chropowatym rewersem, co zapobiega wyślizgiwaniu się kart z ręki. Jasne - japońska wersja jest mniej proekologiczna, ale z drugiej strony - taka talia może służyć i zwykle służy pokoleniom.
zalety
+ miła dla oka grafika
+ 2 wersje językowe instrukcji
+ koncepcja przybliżenia starej japońskiej gry Polakom
+ opis 3 gier w instrukcji
+ przystępne opracowanie zasad
+ produkt polski
+ przystępna cena
+ dobry pomysł na prezent dla japonofila
wady:
- błędy w instrukcji
- materiał, z którego wykonane są karty
Oznacza to, że poleciłabym Hanafudę Trefla innym i cieszę się, że posiadam ją na własność. Hanafuda to ciekawa propozycja, zwłaszcza jeśli na szali nie będą pieniądze [chociaż dreszczyk emocji jest przyjemny], a np. zmywanie po obiedzie, pranie, odkurzanie i inne domowe nudy, które stanowią podstawę do rodzinnych przepychanek. Mamy już zaplanowane partyjki na najbliższy tydzień.
Wielki Konkurs Noworoczny... walczymy o dwa zestawy Hanafudy Trefla
Tak. Walczymy o aż dwa zestawy Hanafudy - nowiuśkich, zafoliowanych, prosto z treflowskiej fabryki w Podłężu. Do tego tradycyjnie przewiduję japońskie niespodzianki, które przechowuję dla Was na tego typu okazje.
W związku z tym, że talie kart Hanafuda są często przywożone przez odwiedzających Japonię jako pamiątka lub prezent, chciałabym dowiedzieć się, co Wy przywieźlibyście w ramach prezentu z Polski Japończykom? Z czego Wy bylibyście dumni, co chcielibyście im pokazać, przybliżyć? No i oczywiście dodajcie bardzo krótkie wyjaśnienie, dlaczego dokonaliście takiego wyboru. Będzie to dla mnie inspiracją, gdy znowu wybierzemy się do Japonii.
UWAGA: podajemy w komentarzu tylko jedną propozycję tj. tylko jeden produkt, który mógłby być potencjalnym prezentem z Polski.
UWAGA: w komentarzu podpisujemy się imieniem i nazwiskiem lub nickiem. Anonimowe propozycje będę kasować.
UWAGA: możecie pisać o wszystkich produktach polskich z wyjątkiem:
- ceramiki bolesławieckiej [bo to można w miarę łatwo w Japonii kupić],
- polskiej żubrówki [bo równie łatwo ją kupić i dodatkowo jest tania, poza tym Japończycy raczej do pasjonatów wódki nie należą],
- wyrobów mięsnych [bo wwóz produktów mięsnych i mięsopochodnych do Japonii jest nielegalny].
UWAGA: odpowiedzi nie mogą się powtarzać! To znaczy, że jeżeli ktoś w komentarzu już wspomniał któryś znany lub mniej znany produkt, kolejna osoba chcąca podać taki sam przykład, musi wymyślić coś innego.
UWAGA: nie szukajcie odpowiedzi w Internecie, wpisując hasło "prezent dla Japończyka co wybrać", bo prawdopodobnie wyskoczy Wam w wynikach mój blog. Poszukajcie raczej wśród tradycyjnych lub nawiązujących do tradycji produktów lokalnych, który można zabrać do samolotu i nie będą utrudniać nam przebrnięcie przez wszystkie kontrole na lotnisku.
Spośród odpowiedzi wybiorę i nagrodzę te, które będą dla mnie najbardziej inspirujące.
KONKURS TRWA OD 2 stycznia do 15 stycznia 2016 roku. Do dzieła! Jestem ciekawa Waszych propozycji.
Regulamin Wielkiego Konkursu Noworocznego
1. Konkurs trwa od dnia 2 stycznia 2016 roku do dnia 15 stycznia 2016 roku.
2. Uczestnikiem konkursu może być każdy, bez względu na wiek i kraj zamieszkania.
3. Aby wziąć udział w konkursie należy odpowiedzieć pisemnie na pytanie znajdujące się na stronie: www.podrozejaponia.blogspot.com.
4. Podpisane imieniem, nazwiskiem lub nickiem (o ile jest) odpowiedzi należy opublikować w komentarzu pod postem. Odpowiedź może zawierać tylko jedną propozycję produktu.
5. Wyniki zostaną ogłoszone do niedzieli 17 stycznia stycznia 2016 r. na stronie www.podrozejaponia.blogspot.com oraz na profilu facebookowym www.facebook.com/podrozejaponia.
7. Nagrodą w konkursie są dwa zestawy gier "Hanafuda" wydawnictwa Trefl.
8. Dane do wysyłki nagrody (imię, nazwisko, adres korespondencyjny) należy przesłać do dnia 25 stycznia r. na adres: podrozejaponia@gmail.com.
9. Nieprzesłanie danych w terminie jest równoznaczne z rezygnacją. Następnie zostanie wybrany kolejny zwycięzca.
10. PodróżeJaponia zobowiązuje się do wysłania nagrody listem poleconym w terminie do 15 lutego 2016 r.
11. Wysłanie odpowiedzi w komentarzu jest równoznaczne z akceptacją regulaminu.
81 Komentarzy
Tekst jak zawsze ciekawy, ale tym razem chyba zakradła się do niego lit(e)rówka. Wydaje mi się, że powinno być tam "daitōryō", a nie "daitoryō". A może historyczna wymowa była z krótkim 'o'?..
OdpowiedzOdpowiedzi na pytanie konkursowe się nie podejmuję, ale jako ciekawostkę napiszę, że parę lat temu moja lektorka wracając do Japonii i wyznając zasadę, że omiyage powinno dać się skonsumować, a nie zbierać kurz, wzięła rodzinie różne nasze "Słodkie chwile" i inne kisiele. Wprawiła mnie tym w osłupienie, bo stanowczo nie jest to ani nic lokalnego, ani tym bardziej eleganckiego. Chociaż może podpada pod kategorię "egzotyczne", bo nic podobnego mi się w ich sklepach w oczy nie rzuciło.
Pozdrawiam,
Tomek
BURSZTYNY z BALTYKU!!!
OdpowiedzDla pan latwo - bizuteria, dla panow - np. pen drive dekorowany bursztynem.
W tej chwili to wlasnie bursztyn najbardziej mi sie kojarzy z Polska. Jesli mam na sobie, to wiele osob sie mnie pyta, czy to wlasnie ten z tego polskiego morza, ktorego nazwy nie pamietaja...
Widac, ze jest kojarzony z Polska i kiedy lece do kraju (mieszkam w USA) to jestem proszona o prezenty wlasnie z bursztynem!
Gramy w "Samuraj" i "Tsuro". Chetnie poznalibysmy "Hanafuda" :)
Podrowienia,
Gabrysia
Wybór tylko jednego, typowo polskiego produktu jest dość trudny, bo przecież mamy się czym chwalić. Ale jeśli już, to…
OdpowiedzSama postawiłabym na rękodzieło i podarowałabym jakiś wyrób z koronki koniakowskiej np. dużą serwetę. Może jest to prezent bardziej dla pań, ale skoro Japończycy bardzo cenią sobie więzi rodzinne, to sądzę że nie byłoby problemem sprezentowanie go również mężczyźnie - idealna ozdoba stołu na rodzinne spotkania jak znalazł. Taki podarunek na pewno byłby przydatny w każdym domu, a wiadomo, że Japończycy praktycznymi ludźmi są. Co prawda nie jest to powszechnie znany towar z jakiejś polskiej metropolii, o której każdy w świecie słyszał, ale nie powinno być to przeszkodą; skoro zagustowali w ceramice z Bolesławca, to również delikatność i z japońskiej perspektywy pewnie też oryginalność tych koronek mogłyby ich zachwycić.
Ponadto uważam, że Japończycy jako ludzie głęboko zakorzenieni w tradycji i kulturze ludowej, doceniliby wyjątkowość ręcznie zrobionego produktu, a wyszywane na szydełku koronkowe wzory przemówiłby do ich wrażliwości estetycznej swoim pięknem, prostotą, skromną elegancją.
Pozdrawiam
Blady Księżyc
Hej! :) Ogromne dzięki za ciekawy wpis! :) Zaciekawiłaś mnie tą Hanafudą. Jeśli chodzi o prezent dla Japończyka z Polski, to jako, że święta dopiero co za nami, wybrałbym ręcznie zdobioną bombkę choinkową. Lokalni artyści i gospodynie potrafią wyczarować prawdziwe bombkowe cudeńka. Co prawda nie lada wyczynem byłoby dowiezienie takowego prezentu w całości. No i ciekaw byłbym min obsługi lotniska, gdy na pytanie "co znajduje się w tej paczuszce?" odpowiedziałabyś "bombka". :) Dość "terrorystycznie" to brzmi. Myślę, że taka ozdoba, dodatkowo udekorowana jakimiś typowo polskimi malowidłami, byłaby pięknym i drogocennym prezentem po pierwsze ze względu na trud jaki trzeba byłoby włożyć by przewieźć ją w całości, po drugie miałaby dużą wartość dekoracyjną. Warto byłoby zabrać ze sobą również niepomalowane bombki i farbki do malowania na nich oraz kilka grafik z typowo polskimi symbolami i zachęcić Japończyków do stworzenia własnego rękodzieła. :)
OdpowiedzPozdrawiam bardzo ciepło,
Dominik Pietrzak
ODNOŚNIE POSTU: Cały czas ta gra wydaje mi się dość skomplikowana, także muszę kiedyś przetestować w praktyce i poćwiczyć, haha :D
OdpowiedzKONKURS: Ja powiem tak, byłam w Japonii w 2015 r i jako prezent dla Pani Chie, z którą byłam umówiona na oprowadzanie przywiozłam KALENDARZ ZE ZDJĘCIAMI z różnych regionów Polski - piękne zdjęcia naszej stolicy, Krakowa czy też Mazur lub Tatr. Przestrzał fotografii był ujmujący i pokazywał, na prawdę piękne ujęcia. Chciałam pokazać przez to, że Polska to nie szaro-bure państwo, lecz denstynacją wartą ujęcia w swoich planach podróżniczych :)
Chie-san, wydawałam się prawdziwie zachwycona tym, jak wygląda Polska! Co więcej kalendarz jest bardzo łatwy do transportu przy podróży - lekki i wystarczy go jedynie schować do jakiejś teczuszki z dokumentami, także wydawał mi się (i nadal wydaje) dość przyjazną opcją :)
Pozdrawiam! :)
Asia J.
Zastanawiałam się, czy jest jakaś gra, którą również moglibyśmy podarować jako coś "polskiego". No i bingo! :) Jest przecież wydana w 2015 roku gra "Taste of Poland"! Gdy myślałam o prezencie z Polski do głowy przychodziły mi typowo regionalne potrawy i przetwory. Myślę jednak, że słoik bigosu to nie jest to, co nadaje się na elegancki prezent. Taka talia kart z polskimi potrawami to świetny pretekst do opowiadań o ich przygotowaniu, może nawet zachęcenie do próby wspólnego przygotowania i degustacji. Zdjęcia na kartach są bardzo zachęcające i oddaj prawdziwy urok polskiej kuchni. Tutaj można zerknąć na galerię: https://boardgamegeek.com/image/2680631/taste-poland
OdpowiedzPozdrawiam i dziękuję za ciekawy wpis!
Magdalena Walkiewicz :)
Nie kombinowabym specjalnie - Japończykom po prostu przywiózłbym najzwyklejsze na świecie krówki. Są smaczne i nikt, komu je podarowałem jeszcze się im nie oparł...
OdpowiedzMichał
Bardzo zaciekawiła mnie hanafuda i chyba bedzie kolejną pozycją gier japońskich, w którą zagram i sprawię sobie zaraz po go czy shogi. A teraz wypowiem sie co do prezentu dla Japończyka.
OdpowiedzJa bym postawiła na wyroby z wosku pszczelego. Niby nic nadzwyczajnego, a jednak. I tutaj postawiłabym przede wszystkim na świece. Taka ręcznie robiona, wyrzeźbiona świeca na pewno chwyci za serce niejedną osobę, która lubi sie otaczać pięknymi przedmiotami. A jak zapali sie taką świecę w grudniowy wieczór, jej zapach od razu przywróci lato i na pewno umili niejedną partię hanafudy.
Pozdrawiam
Monika Ackerman
Bardzo rozśmieszył mnie fragment objaśniający użycie czasownika ,,shikato suru'' w życiu codziennym :D.
OdpowiedzOdnośnie konkursu myślę, że dobrym prezentem byłaby chusta góralska, najlepiej ręcznie malowana. Jest bardzo kolorowa, zdobiona w kwiaty - po prostu ładna. Ma różne rozmiary i mogłaby służyć jako apaszka, obrus lub furoshiki. Praktyczny podarek :)
Pozdrawiam :]
Hanafuda wydaje się równie skomplikowana jak język japoński na początku nauki ;) Trzeba będzie spróbować w nią zagrać.
OdpowiedzA co do prezentów-my przywieźliśmy dla naszych japońskich Gospodarzy magnes z brązu z godłem Polski. Niezobowiązujący drobiazg, ale bardzo się spodobał. No i dzięki temu zapoczątkowaliśmy zbieranie przez nich magnesów od gości z calego swiata :-)
Pozdrawiam!
Kamila Makowiecka
Najlepszym prezentem z Polski i to nie tylko dla Japończyków jest zdecydowanie ptasie mleczko. Myślę, że mało gdzie indziej można coś takiego znaleźć, a co dopiero przetłumaczyć ;)
OdpowiedzPozdrawiam,
Kinga Miszuk
Witam :)
OdpowiedzJako że jestem miłośniczką folkloru we wszelkiej postaci, chciałabym by obdarowana osoba z Japonii mogła zasmakować piękna bogatych polskich motywów. Prezent składałby się z dwóch części. Dwóch kubków i czajniczka, w klasycznym i eleganckim kształcie, pokryty niebieską wycinanką łowicką - chyba najbardziej znanym polskim wzorem ludowym, bardzo przyjemnym dla oka. Do tego drobny element biżuterii z firmy ręcznie robiącej swoje dzieła - dla Pana skórzana bransoleta, dla pani bransoletka z czerwonymi, drewnianymi koralami, obie wersje z parzenicą, ozdobą góralską.
To z pewnością byłyby piękne, ale praktyczne i towarzyszące w życiu codziennym prezenty.
Pozdrawiam,
Ula Kałucka.
Witam,
Odpowiedzjako że pochodzę z podlasia, zawiozłabym im coś tradycyjnego z mojego regionu. I padłoby na sękacza! :)
Sękacz sprawdził się wielokrotnie w innych regionach Polski jako prezent dla znajomych. Dodatkowo jest bardzo długo świeży, a wg niektórych - im bardziej 'czerstwy' tym lepszy.
Jest to ciasto wymagające doświadczenia i cierpliwości. Nie jest łatwe w przygotowaniu, ma swoją wieloletnią tradycję i przez to jest produktem, który z pewnością zostanie doceniony.
Pozdrawiam,
Gosia Musiałek
Przywiozłabym ręcznie zrobiony notes.. albo coś w rodzaju takiego małego dziennika. Na każdej stronie znajdowałby się szkic znanego miejsca lub zabytku w Polsce, albo po prostu jakiś krajobraz przedstawiający morze lub góry w Polsce. Znajdowałyby się tam również cytaty polskich poetów i innych autorów pasujące do szkicu. Na niektórych stronach powklejałabym jakieś charakterystyczne dla danego regionu kwiaty albo liście. Znalazłoby się również miejsce na jakąś krótką legendę z danego zamku lub miejsca :) Wtedy mogłabym podarować go komuś, kto chodzi do szkoły, aby zawsze mógł sobie w nim coś zapisać, jak i osobie dorosłej, jeżdżącej do pracy. Jazda pociągiem nie byłaby taka szara, w każdej chwili będzie mogła zerknąć do notesu, pooglądać go, poczytać legendę, zapisać jakąś swoją myśl.
OdpowiedzPozdrawiam,
Krystiana Janda
Ja stawiam na krowki z milanowka. Krowki z milanowka mozna zamowic z polskim logo. Duzo czytalam I wiem ze Japonczycy lubia slodycze I lubia jak wszystko pieknie jest zapakowane a przede wszystkim Nie dostepne na ich rynku :) wtedy jest to wyjatkowe. W zeszlym miesiacu bylam na konferencji w Tokyo I krowki cieszyly sie ogromona popularnosia wiele osob dopytywalo czy na pewno Nie Ma mozliwosci kupienia ich w Japonii bo bardzo Im smakuja :) julkaM
OdpowiedzWlasnie zauwazylam ze ktos Juz zaproponowal krowki Moja propozycja nr 2 kukulki Najlepsze Z krakowskiego kredensu bo pieknie pakuje ;) i jeszcze sie nie podpisalam - przepraszm tak to jest pisac na szybko przez telefon julkaM
OdpowiedzJako prezent - gra "Kolejka" (jest też rozszerzenie "Ogonek") - zwłaszcza gdybym miał z nimi zagrać w nią. Także wydana przez Trefl, więc nawet tematycznie. W środku jest nawet wersja japońska.
OdpowiedzW języku polskim też jest słowa shika/sika i oznacza to samo - jelenia wschodniego.
https://pl.wikipedia.org/wiki/sika
Cukierki kukułki na czystej wódeczce :)
OdpowiedzDziękuję Ci bardzo za czujność, to nie była literówka, tylko zwykły, ludzki błąd! Już to poprawiłam. Ja też wyznaję zasadę prezentów albo pysznych, albo praktycznych ;-) Kisiel na pewno jest bardzo egzotyczny :D
OdpowiedzHanafuda, jeśli się ją pozna, jest naprawdę bardzo emocjonująca, zwłaszcza, że aby wygrać trzeba rozegrać aż 12 partii :D Koi-koi jest najciekawsza!
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte :D
Też mi się wydaje, że trudno wybrać jeden produkt, bo jest w końcu z czego wybierać! :-)
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
Jest mi niezmiernie miło, że ten nie umarłeś z nudów, bo tekst jest dosyć długi! :-) Dziękuję!
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
Jeśli chodzi o grę, myślę, że przygotuję tutorial na bloga, aby było łatwiej wszystkim początkującym :-) Ale nie chcę jeszcze obiecywać, bo mój wolny czas na przyjemności jest naprawdę bardzo ograniczony. :-)
OdpowiedzHanafuda w każdym razie to naprawdę ciekawa gra!
Zgłoszenie przyjęte!
Dziękuję za miłe słowa! :-)
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
ja też się im nie opieram :D
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
Hanafuda będzie chyba tańsza na początek :-)
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
:D :D !
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
Zdecydowanie warto spróbować, bo to trochę wciąga. Jest przyjemniej niż przy pokerze, bo karty są ładne i kolorowe.
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
Taaa, z przetłumaczeniem będzie problem ;-) "ptasie" mleczko nie brzmi zachęcająco, tak jak barszcz z "uszkami" :D
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
Ja również jestem miłośniczką folkloru! :-) Chociaż przyszło mi to z wiekiem, który choć nadal nie jest daleko posunięty, to jednak robi swoje ;-)
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
Przypomniało mi się, że mam wielką ochotę na sękacza! :-) We Wrocławiu ciężko dostać świeżego, a samemu nie sposób upiec...
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
Sama bym chciała taki dostać! :-)
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
Dobrze, że pojawiła się druga propozycja, bo faktycznie krówki już były.
OdpowiedzKukułki zostały przyjęte!
Nie widziałam! Dzięki za informację! :-)
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
Teraz to juz jestesmy coraz bardziej zainteresowani! 12 partii do rozegrania to brzmi interesujaco, tym bardziej ze mamy dluuugie zimowe wieczory. Nie mozemy sie doczekac losowania :)
OdpowiedzJasne, rozumiem :) W sumie mega fajna koncepcja, także będę wyczekiwać i dopingować, żebyś znalazła te 'kilka' chwil na zmontowanie czegoś dla takich żółtodziobów, jak ja! :D
Odpowiedz~ściskam!
Mój number one na prezent to kosz pełen tradycyjnych polskich wyrobów czyli Wędliny w tym kiełbasy Krakowski Kredens oraz sól z Wieliczki, a także polski chrzan i krakowskie precle to mój zestaw ulubiony i sprawdzony 😃
Odpowiedz!!!UWAGA - UWAGA- UWAGA!!!
OdpowiedzWystępuje jakiś nieznany problem techniczny i nie wszystkie komentarze się pojawiają! Bądźcie pewni, że ich nie usuwam, ponieważ nigdy nie usuwam żadnych komentarzy - nawet tych, które mnie obrażają. Widzę niektóre z Waszych propozycji na mailu, ale nie na blogu.
CI KTÓRZY NIE WIDZĄ SWOICH KOMENTARZY, NIECH DODADZĄ JE JESZCZE RAZ LUB MNIE POINFORMUJĄ MAILOWO!
Uwaga - wędliny i kiełbaski odpadają, tak jak napisałam w instrukcji konkursu :-) No i sam kosz będzie trudny do zapakowania do walizki, czyli może bez kosza? Stąd mikroprośba o przeredagowanie, aby nikt mi nie zarzucił, że nie trzymam się regulaminu. :-)
OdpowiedzZgłoszenie chwilowo nieprzyjęte
Witam Wszystkich,
Odpowiedzmieszkańcowi kraju kwitnącej wiśni chciałabym podarować bardzo uniwersalny prezent, który niejako jest wizytówką naszego kraju, mam na myśli pięknie wydaną płytę z muzyką wybitnego polskiego kompozytora Fryderyka Chopina, a konkretnie w wykonaniu polskiego pianisty Rafała Blechacza, np., niech to będą polonezy albo koncerty fortepianowe.
Zdaję sobie sprawę z tego, że płyty z muzyką Chopina można wszędzie kupić, ale tak sobie myślę, że podarowanie takiej płyty, w takim wykonaniu i w dodatku od rodowitego Polaka na pewno wywoła uśmiech na twarzy obdarowanego. Poza tym, jak wiemy Japończycy mają słabość do muzyki klasycznej, a w szczególności do Chopina. Kolejna zaleta takiego upominku jest taka, że nie zajmuje on dużo miejsca i można go bez problemu sprezentować przedstawicielom obu płci, a dodatkowo będzie on ich cieszyć przez długi czas.
P.S.
I na koniec najważniejsze, taki podarek ma tylko zero kalorii :-)
Serdecznie pozdrawiam
Bernadeta Kozak
Nie mogę uwierzyć, że nikt jeszcze nie podał "Delicji" jako odpowiedzi :)
OdpowiedzPrzecież to idealny pomysł na prezent dla japońskiego łasucha. Delicje od ponad dwudziestu lat cieszą podniebienia wielu Polaków, biszkopt, galaretka, czekolada... Nie za słodkie, nie za mdłe, a niektórzy z nas potrafią je wsuwać rządek za rządkiem na imprezach :) Taki prezent na pewno zostanie cieplutko przyjęty.
Witam,
OdpowiedzSądzę, że idealnym prezentem z Polski dla Japończyka, będzie opłatek wigilijny. Jest on w zasadzie w ogóle nie znany na świecie. Zwyczaj łamania się opłatkiem był znany w dawnych czasach na Słowacji, Białorusi, Ukrainie, w Czechach i Włoszech, lecz przetrwał tylko w Polsce (u nas od XVIIIw.).
Jest to bardzo piękna tradycja.
Mam znajomą z Japonii, wysłaliśmy jej kiedyś kartkę z opłatkiem na święta, a ona nam odesłała kartkę z życzeniami i podziękowała za ten piękny obrazek ;).
Dawno temu byłam w Filharmonii Wrocławskiej na koncercie Blechacza, niedługo po tym, kiedy wygrał Konkurs Chopinowski i pamiętam to jak dzisiaj, było to niesamowite doświadczenie. :-)
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
Ale mi narobiłaś smaka! A dzisiaj wszystko zamknięte!
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
To prawda, opłatek to nasza słowiańska tradycja, choć we Włoszech dzielą się chyba paschą? Nie jestem pewna :-)
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
Hej,
Odpowiedzwiele lat temu, kiedy moja mama wybierała się do Japonii, kupowała toruńskie pierniki jako upominki, co było dość oczywistym pomysłem, bo pochodzimy z Torunia. Podpowiedziałam jej wtedy, żeby zabrała pierniki Scherzo ozdobione podobizną Chopina, którego Japończycy bardzo cenią. Wszyscy, których nimi obdarowała, byli zachwyceni. Zdaje się, że choć ich szata graficzna się zmienia, takie pierniki wciąż można kupić.
Pozdrawiam (i nie ukrywam, że jako nieuleczalni gracze w planszówki i karcianki ostrzymy sobie zęby na japońską grę! :))
Marta
W ubiegłym roku zawiozłam znajomym Japonkom serwetki wydziergane przez ciocię i bardzo się spodobały. Ktoś już wspominał o koniakowskich więc na wszelki wypadek druga opcja: Matrioszki. Nie są polskie ale u mnie na Podlasiu jest ich pełno (breloczki do kluczy i telefonów, broszki, magnesy). Są bajecznie kolorowe i cieszą obdarowanych w każdym wieku.
OdpowiedzA.nies
W tamtym roku po raz pierwszy byłam w Toruniu, akurat z rodzicami Pana Sól i nakupiłam tyle pierniczków, ile tylko mogłam. Chwała, że znalazłam miejsce we Wrocławiu, że można je kupić :D
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
To fajna informacja, że prawdziwe matrioszki też można kupić lokalnie w Polsce :-)! Widziałam je u nas w Cepelii, ale to nie to samo, co fakt, że są popularne na Podlasiu!
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
Ze względu na to, że ręcznie wyszywane obrazki są bardzo piękne to na prezent dla Japończyka wybrałabym wyszywany obraz z krajobrazem Kraju Kwitnącej Wiśni, który oprawiony w dobrze dobraną ramkę stanowi niezwykły element na ścianie. ;)
Odpowiedzpozdrawiam,
Jula
Przypomniałaś mi, że zawsze chciałam się za to zabrać! :-)
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
Jako że mieszkam w Opolu podarowałabym porcelanę Opolską. Zazwyczaj są to komplety do herbaty czy kawy ale można samemu stworzyć swoje dzieło w ramach darmowych warsztatów, które organizowane są dość często. Wiec tradycyjny zestaw do herbaty (przydatny prezent na całym świecie) wraz z ręcznie przygotowanym magnezem, a wszystko to we wzorach Opolskich. Jeśli ktoś nie widział jeszcze Opolskiej porcelany ogromnie polecam. A prezent byłby praktyczny z nutą indywidualizmu.
OdpowiedzOpolska porcelana jest piękna! :-)
OdpowiedzPotrzebuję jeszcze nicka lub podpisu, "..." to trochę za mało :-)
Piszę z komórki i coś chyba mi się poprzestawiało. Mój nick to Patyczka :)
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
OdpowiedzŚwietnie!
KONKURS:
Odpowiedzmoja propozycja to rozwiązanie niedrogie i umożliwiające obdarowanie większego grona niezobowiązującym podarkiem: moneta 2zł Aichi EXPO 2005r. Są bardzo ładne i do kupienia po ok. 3 zł. Dla bardziej wymagających jest ekskluzywna wersja 10zł w kształcie srebrnego wachlarza z F. Chopinem na rewersie. Taka monetka łączy w sobie polskie akcenty z japońskimi.
Bądź, co bądź kolor złota i srebra zawsze wzbudzał w mieszkańcach KKW miłe waku-waku.
Worek krówek! Dla zasłodzenia japońskich kubków smakowych :)
Odpowiedzkarty naprawdę przepięknie się prezentują;)
OdpowiedzHej,
OdpowiedzOdpowiem przekornie: aby przyblizyc Japonczykowi nasz kraj i zachecic go do odwiedzin wybralabym... przewodnik Lonely Planet o Polsce. Idealny prezent zarowno dla milosnikow podrozowania ale rowniez dla tych, ktorzy chca poznac nasza historie i kulture :)
Pozdrawiam,
Ewa Zapatka
Kiedyś bardzo lubiłam monety pamiątkowe - z mojego wczesnego dzieciństwa dwie się ostały - Za zdobycie równi pod Śnieżką ;-) i chyba wjazdu na Szrenicę.
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
UWAGA - krówki pojawiły się już wcześniej!!! :( :(
OdpowiedzBardzo Cię proszę o zmianę produktu, w przeciwnym razie nie będziesz mogła wziąć udziału, a szkoda!
Zgłoszenie nieprzyjęte!
Na pierwszy rzut oka może wyglądają zbyt cukierkowo, ale w czasie gry prezentują się pięknie!
OdpowiedzJa bardzo lubię przewodniki :-)
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
Od wielu lat wysyłam moim znajomym Japończykom prezenty i coraz trudniej jest mi wymyślić coś, żeby się nie powtórzyło. Z tego co pamiętam najbardziej spodobała im się książka z legendami krakowskimi wydana po japońsku. Smakują im też czekolady Wedla. Może następnym razem wyślę im płytę z naszymi pięknymi kolędami, album Zakopower lub Anny Marii Jopek albo kosmetyki Eris.
OdpowiedzPozdrawiam.
Nana Arima
Droga Nano, musisz się zdecydować na jeden wybrany produkt :-)
OdpowiedzZgłoszenie chwilowo nieprzyjęte
Hanafuda - wiele słyszałam i widziałam karty na zdjęciach, nigdy nie grałam. A ostatnio mam wrażenie, że gra robi się popularna w Polsce.
OdpowiedzOdpowiedź na pytanie konkursowe: bardzo często zawożę Japończykom w prezencie płyty z muzyką Fryderyka Chopina - w ładnych kolekcjonerskich wydaniach, ale czasami w skromniejszych (np. jako omiyage dla nocujących nas CSurferów). Japończycy niezwykle cenią Chopina i jego twórczość - to właśnie z Japonii pochodzą jedni ze znakomitszych światowych pianistów, zatem jest to dobra okazja, by przypomnieć, że artysta ten pochodzi z Polski. :)
Pozdrawiam,
Joanna Sokołowska
Asiu! Już był Fryderyk Chopin! Musisz szybko wymyślić coś innego ;-)
OdpowiedzZgłoszenie chwilowo nieprzyjęte!
rozumiem, swoją drogą bigos własnej roboty udało siekiedyś przemycić, więc polecam na prezent, do tego sól z Wieliczki i nasz chrzan - wiem że robi furorę, gdyż jedyny jakim Japończycy dysponują to wasabi przecież :-) Krakowski Kredens ma świetne produkty idealne na prezent, gdyż pięknie opakowane, polecam więc pdełko regionalnych wyrobów Krakowski Kredens, nie jest to duże pudełko i spokojnie można do bagażu zapakować i podarować oryginalalne polskie wyroby :-)
OdpowiedzJako prezent podarowałabym książkę kucharską z tradycyjnymi polskimi potrawami wydaną w języku angielskim. Inny kraj najlepiej poznawać jest "od kuchni", a wiadomo, że dla Japończyków polskie specjały są równie egzotyczne, jak japońskie dla Polaków, więc myślę, że taki prezent byłby nie lada ciekawostką.
OdpowiedzMniemam, iż książka zapewne służyłaby bardziej jako zbiór kulinarnych ciekawostek o Polsce... ale o to właśnie nam chodzi ;)
Pozdrawiam
Magdalena S-K
Niestety, podróżując z plecakiem ilość i wielkość prezentów stawia pewne ograniczenia. Zazwyczaj jeżdżąc w różne zakątki świata zabieramy pocztówki z Krakowa, Warszawy lub rodzinnego Rybnika. Mimo, że w Japonii katolicy stanowią nikły odsetek ludności, zabrałbym jakąś płytę z filmem o Papieżu Janie Pawle II ( wersja anglojęzyczna lub jeżeli takie są, japońska). Jest to postać znana i szanowana na całym świecie , będąca dla wielu ludzi ogromnym autorytetem. Z uwagą czytam propozycje innych uczestników konkursu. Tak się składa , że kilka dni temu zakupiliśmy właśnie bilety do Japonii i polecimy w lipcu. Powyższe podpowiedzi są "jak znalazł". Pozdrawiam
OdpowiedzTadeusz
Ja niestety oficjalnie nie mogę zachęcać do prób przemytu, bo mnie zamkną ;-) w związku z tym bigos odpada. Ale Krakowski Kredens jak najbardziej się zalicza.
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte! :-)
Zdecydowanie kuchnia może powiedzieć bardzo wiele o kulturze :-)
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
Jan Paweł II na pewno jest postacią znaną w Japonii, o czym się przekonałam.
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
Nie powiedziałam, że biorę udział w konkursie. Chciałam się tylko podzielić moimi przemyśleniami.
OdpowiedzA, to przepraszam! :-)
OdpowiedzDzielenie się wszystkimi przemyśleniami jest zawsze mile widziane! Dziękuję.
Byłą już jedna propozycja muzyczna. Ja też zaproponuję muzykę ale inną. Nigdzie indziej nie słyszałem na ulicy tak dużo jazzu. W sklepie z ubraniami słyszałem Oscara Petersona. W taniej sieciówce z gyudonnem - klasyków bebop'u czy cool. Do tego liczne kluby jazzowe w Tokyo. Dlatego zaproponuję płytę któregoś z młodych polskich artystów: Adam Bałdych, Marcin Wasilewski, Witold Janiak czy moje ostatnie odkrycie - Kuba Płużek.
OdpowiedzPozdrawiam
Dobry jazz, zawsze będzie... dobry. Nie miałam okazji spacerować nocą po Tokio, ale jestem w stanie wczuć się w ten klimat :-)
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
Ok, zatem podaję drugą opcję:
OdpowiedzGalaretki. Nie ptasie mleczko, nie Delicje (oba łatwo zgnieść w bagażu), ale polskie galaretki (np. w cukrze). Łatwo je przewieźć, nie psują się w niskiej ani wysokiej temperaturze, a są specyficzne.
Przyznam, że to nie jest oryginalnie mój pomysł, a mojej dawnej sensei od japońskiego (Natalia-sensei - pozdrawiam, jeśli przypadkiem to przeczytasz!), która mówiła, że Japończycy bardzo lubią galaretki oraz że bardzo im smakują też te nasze, polskie. Po moich podróżach do JP przekonałam się, że to prawda. I sama bardzo polubiłam japońskie galaretki, które z przyjemnością wcinałam na śniadanie (najchętniej te z białymi brzoskwiniami momo i winogronami obranymi ze skórki) - ale faktycznie są inne, niż nasze.
Ciekawe czy się załapię na konkurs :D. Jak nie wygram to na pewno kupię sobie taką talię kart bo pogrywam w podobne rzeczy. Tak wogóle to mam zaległy artykuł do napisania dla Ciebie... myślę, że niedługo się odezwę bo ostatni rok był dla mnie strasznie pokręcony ale pamiętam co obiecałem.
OdpowiedzAle do rzeczy. Świetnym pomysłem jest ręcznie haftowany obrus ale ktoś już o tym pisał. Ja facet podarowałbym figurkę orła. Orzeł biały jest naszym symbolem narodowym a i jako ozdoba w domu japońskim myślę, że by się sprawdził. Symbole zwierząt w Japonii są wszechobecne więc myślę, że Japończyk cieszyłby się z takiego prezentu. Figurka nie taka zwykła bo coś w tym stylu:
http://www.art-pol.pl/upl/app/products/149584-big.jpg
http://images.okazje.info.pl/p/dom-i-ogrod/1382/veronese-orzel-ze-skrzydlami.jpg
http://image.ceneo.pl/data/products/10794221/i-hs-sudety-krysztalowa-figurka-orla.jpg?=19863
Sam bym chętnie coś takiego postawił na komodzie :).
Pozdrawiam serdecznie,
Bartek
Jest jeszcze jeden dzień na zgłoszenia, więc na pewno się załapiesz. :-)
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte!
Jeśli chodzi o artykuł, to nie mam już czasu dłubać nad newsletterami, ale mam inny pomysł i zgłoszę Ci go na maila :-) jeśli tylko masz czas, coś napisać.
Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzWSZYSTKIE KOMENTARZE O CHARAKTERZE REKLAMOWYM BĘDĄ KASOWANE.