Japońskie
ogrody zachwycają kunsztem jego architekta, wytrwałością i
benedyktyńską pracą, którą ogrodnik musiał wykonać. Zatem
oczywiste było, że nie każdy mógł stanąć na wysokości
zadania, a adepci musieli się sumiennie do tego przygotować. Tylko jak?
Na
początku wypadałoby przeczytać dostępną literaturę branżową.
Pierwszym podręcznikiem wprowadzającym w arkana wiedzy o
ogrodnictwie był traktat Sakuteiki napisany w epoce Heian w
XI wieku, w którym autor Tachibana no Toshitsune w wyczerpująco
prezentuje kompozycje z dostępnych elementów oraz ich oddziaływanie
na samopoczucie korzystającego z ogrodu.
Aby
dobrze ten wpływ rozumieć, Architekt z wielu innych dziedzin czerpał
stosowne nauki. Przede wszystkim winien był znać się na prawie.
Tym ustanowionym przez bogów rzecz jasna, aby ich niepotrzebnie nie
drażnić. Kto przy zdrowych zmysłach w średniowiecznej Japonii
ryzykowałby podpadziochą Siłom Wyższym? W drugiej kolejności –
powinien poznać tajniki astrologii i geografii. Przykładowo strumyk
miał obowiązek wpływać do ogrodu ze Wschodu, bo to dla wszystkich
rozwiązanie najkorzystniejsze. Jeśli zaś nie udałoby się uzyskać
optymalnych kierunków świata, to z północnego wschodu też od
biedy by uszło...
Następnie
przechodzimy do podstaw z zakresu inżynierii środowiska i kanałów
melioracyjnych. Owy strumyk należało poprowadzić pod fundamentami
domostwa, co by grzechy i występki wszelakie woda (bez publicznego
rozgłosu) wymywała. Po jego
stosownym utorowaniu nadchodził czas na dobór kamieni, który do
łatwych zadań nie należał, bowiem wymagał od Architekta
odpowiedniej liczby midichlorianów do wyczuwania zmian w układzie
mocy. Faktem niehistorycznym pozostanie, że w niektórych kamulcach
na ludzkie istoty czyhają diabelskie siły, a wszystkim przecież
zależy, aby nie zakłócać przepływu energii. W związku z tym w
procesie segregacji kamienne zgniłki trafiały od razu do kontenera
z odpadami toksycznymi.
Co
jeśli, mimo usilnych starań, taki czarci głaz w naszym ogrodzie na
dobre się zadomowi? I na to jest recepta: „Głazy diable i o złej
naturze nie powinny być stosowane, ale mogły być zobojętnianie,
jeśli już wcześniej znajdowały się w ogrodzie, ustawieniem
naprzeciw, w pewnym oddaleniu, głazów symbolizujących trzy
postacie Buddy”[1] – niezbyt przystępnie wyjaśnia Longin
Majdecki. Do ustawienia kamieni, o których tu mowa, Architekt
przywiązywał wagę szczególną, bo w pewnych konfiguracjach mogły
spowodować ciężką chorobę całej rodziny, a nawet śmierć!
Po
trudach aranżacyjnych nadchodziła kolej na pogłębioną
dendrologię i botanikę. W tej części Architekta ograniczała
tylko jego własna wyobraźnia, a więc sadził drzewa i rośliny,
wiązał, przycinał, podcinał, podlewał. Później było już z
górki – oczko wodne i akwarystyka stosowana, zamówienie
kamiennych latarni u kumpla, dopracowanie spójności koncepcji,
usuwanie niedoróbek, ostatnie cięcia sekatora i oddanie ogrodu do
użytku.
Jeśli klient i jego rodzina przeżył w zgodzie i szczęściu, można stwierdzić, że błędów na poziomie planowania nie popełniono. Morał z tej historyji brzmi tak: „Zawód architekta japońskich ogrodów był społecznie odpowiedzialny”.
Jeśli klient i jego rodzina przeżył w zgodzie i szczęściu, można stwierdzić, że błędów na poziomie planowania nie popełniono. Morał z tej historyji brzmi tak: „Zawód architekta japońskich ogrodów był społecznie odpowiedzialny”.
Zagrabione kamienie, duże jeziora czy kamienne ścieżki?
Do
najbardziej znanych i najchętniej omawianych należą ogrody
kamienne – karesansui, które upowszechniły się za sprawą
buddyzmu zen. Bynajmniej nie chodzi o bezmyślne zagrabianie
kamyczków... Ogrody kamienne w oryginalny sposób odzwierciedlały
naturę w skali mikro. Dopatrzymy się w tych układach oceanów,
morskich wybrzeży, ruchu morskich fal czy całych górskich pasm. Za
modelowy ogród kamienny uznaje się Ryōan-ji w Kioto. Ja jeszcze
nie miałam okazji go zwiedzić, mimo że uchodzi za niezwykle cenny
zabytek kultury japońskiej. Natomiast przyjrzałam się z bliska innym karesansui. Dwa pierwsze zdjęcia przedstawiają małą buddyjską świątynkę w Akashi, ostatnie zdjęcie to zenistyczny klasztor Tenryūji w Kioto.
Na
uwagę zasługują też ogrody przyświątynne i zamkowe
charakteryzujące się przepychem odpowiadającym pozycji jego
właściciela [nie mogło być wstydu przed ludźmi]. Dla przykładu
na Kansai pan Toyotomi Hideyoshi, będący z zawodu szogunem, kazał
założyć sobie ogród przy Zamku Osaka, a tym samym zadbał o to,
aby jego rezydencja budziła zazdrość wśród kolegów po fachu.
Gdy okazało się, że osiągnął zamierzony efekt, a reszcie mina
należycie zrzedła, rozochocił się bardzo i samodzielnie
zaplanował kolejny [kto władzy zabroni?] - przy kompleksie świątyń
Daigoji w Kioto. Czym się wyróżnia? Po pierwsze rzeczywistą pracą
koncepcyjną związaną z obsadzeniem drzewkami japońskiej wiśni
terenów świątyni. Kolory, gra cieni i świateł, układ ścieżek
i mostków tworzą w tym miejscu nastrój niepowtarzalny,
zdecydowanie sprzyjający przemyśleniom egzystencjalnym, a o to
przecież w tym wszystkim chodzi.
Wrocław |
W
Polsce świetnie znamy ogrody herbaciane za sprawą wrocławskiego
Ogrodu Japońskiego przy terenach wystawowych Hali Stulecia.
Pomysłodawcą był zafascynowany Krajem Kwitnącej Wiśni hrabia
Fritz von Hochberg, który do ówczesnego Breslau sprowadził
japońskiego ogrodnika mającego jego szalone plany zrealizować. Być
może niektórzy wmawiali mu, że porywa się z motyką na słońce,
ale zupełnie niepotrzebnie - w 1913 roku podczas Wystawy Światowej
Ogród Japoński cieszył oko wszystkich zagranicznych gości, a na
językach pozostał do dziś. Po trudach i znojach wojennych, powodzi
stulecia, po ponad wieku od pierwszego otwarcia, nadal jest chętnie
odwiedzany i stanowi punkt programu niedzielnych spacerów, ślubnych
sesji czy wycieczek.
Kanazawa |
W Japonii ogrody herbaciane służyły – jak sama nazwa wskazuje – do przeprowadzania ceremonii herbacianych. Jako że to skomplikowany, naszpikowany symbolami, czasochłonny rytuał, projekt ogrodu musiał być adekwatny. Do najbardziej charakterystycznych elementów tego stylu zaliczamy ścieżkę prowadzącą do miejsca ceremonii. Jej podstawowym zadaniem było przygotowanie gościa do obrządku, wprowadzenie w medytacyjny nastrój i oczyszczenie myśli z doczesnych bzdur zaprzątających głowę.
Ogrodowe
„najnaje” – Nihon sanmeien
Kenrokuen |
Japończycy lubią rankingi, tabelki i określenia – „największy”, „najważniejszy”, „najbardziej wysunięty na [wpisz kierunek świata]”, „najwyższy”, „naj[dodaj odpowiedni przymiotnik w stopniu wyższym] pod względem” itp. W przypadku ogrodnictwa też doszukamy się „najnajów”. Kenrokuen, Korokuen i Kairakuen to Święta Trójca Ogrodowa. Pierwszy i najważniejszy z nich znajduje się w Kanazawie, drugi – w Okayamie, trzeci – w Mito. Kenrokuen spełnia sześć głównych założeń „ogrodu idealnego” według chińskiej tradycji: przestronności, odosobnienia, oryginalności, dostępu do świeżej wody, malowniczych widoków oraz atmosfery starożytności. Spacer po tak uroczych zakątkach, poza sezonem, w deszczu i w ciszy zostaje w pamięci na długo.
Stwórzmy własny japoński ogród
Jak tu nie myśleć, że japońskie ogrody to tajemna dziedzina sztuki, w którą wtajemniczani byli nieliczni? Nadszedł zatem czas na to, aby ocenić się, jak zenistyczna aura ogrodów została odtworzona w grze planszowej Haru ichiban wydawnictwa Hobbity.
Jej autorem jest Bruno Cathala, francuski twórca dwuosobówek. Na swoim koncie ma kilka fantastycznych tytułów w tym Mr. Jack czy 7 Cudów: Pojedynek. Zwłaszcza ten ostatni ciągle utrzymuje się wysoko w rankingach gier planszowych. Po co o tym piszę? Bo od doświadczonego autora spodziewam się wiele i więcej oczekuję.
Zacznę
od świata gry. Tym razem przeniesiemy się na średniowieczny dwór
cesarski. Rzecz dzieje się w pierwszych dniach astronomicznej
wiosny, kiedy władca organizuje Wielki Turniej Ogrodniczy. Wyzwanie
podjąć może tylko dwóch najlepszych w całym kraju. Za miejsce
pojedynku obrano wodną sadzawkę, w której o tej porze roku
zakwitają dorodne nenufary. Ten z Architektów, który stworzy
bardziej harmonijny ogród, zwycięży.
Bynajmniej
nie chodzi o kolekcjonowanie roślin czy ich pielęgnowanie. Byłoby
to zbyt przewidywalne. Jak wspomniałam na początku – japońscy
ogrodnicy posiadali szczególne moce, które umożliwiały im lepszy
kontakt z naturą. W grze wzywają więc na pomoc haru ichiban, czyli
pierwszy wiosenny powiew wiatru. Wprawia on taflę sadzawki w lekkie
drgania i popycha nenufary, ale to od ogrodnika zależy, w którym
kierunku.
Haru
ichiban to gra logiczna wymagająca sporego zaangażowania umysłowego
obu graczy. Nie jest trudna do opanowania, choć – jak zwykle
zresztą – miałam trochę problemów z instrukcją. Nierzadko mam
poczucie, że tłumacze traktują instrukcje do gier planszowych po
macoszemu, dlatego
cicho apeluję do zawodowych tłumaczy, aby czasem zboczyli z utartej
ścieżki przypominającą linię produkcyjną i próbowali wejść w
rolę odbiorcy tekstu. Narzekać też zbytnio nie mogę, bo istnieje
prawdopodobieństwo, że sztuka czytania ze zrozumieniem (tego typu
tekstów) w moim przypadku kuleje. Po obejrzeniu dodatkowego
tutoriala po angielsku, wszystko było jasne i mogliśmy zmierzyć,
które z nas ma więcej daru przekonywania w negocjacjach z wiosennym
japońskim zefirkiem.
W Haru
ichiban gra się najprzyjemniej, gdy oboje graczy rozwiązuje
logiczne zagadki na poziomie zbliżonym. Nienawidzę ani dostać
forów, ani ich dawać, dlatego, jeśli ktoś ma podobne
zafiksowanie, zdecydowanie powinien stosownie dobierać sobie
przeciwników do tej gry, tak jak w przypadku szachów. Haru ichiban
można rozgrywać na wielu poziomach wtajemniczenia w układy i
kombinacje, dlatego gra będzie odpowiednia zarówno dla
początkujących jak i praktykujących. Liczy się tylko to, czy
lubimy łamigłówki umysłowe.
Co
natomiast mi przeszkadza (i nie zawaham się o tym wspomnieć), to
szata graficzna, która powoduje dysonans poznawczy. Gdy
odpakowaliśmy przesyłkę i wyjęliśmy pudełko, wymieniliśmy
badawcze spojrzenia. Gdybym zobaczyła taką grę na półce,
prawdopodobnie nie zachęciłaby mnie do wzięcia do ręki. „To
wygląda jak chińska gra”. „No tak, ale nazwa jest japońska,
mamy taki zwrot jak haru ichiban”. „Ale te narysowane
dziadki to przecież stuprocentowi Chińczycy”. „Fakt”. „Mają
chiński warkocz i generalnie chińską stylówę”.
Jak
się wobec tego ustosunkować? Gra jest ewidentnie inspirowana
Japonią. Wielu twórców gier to fani Japonii nierzadko konstruujący
świat gier w oparciu o świat japoński. Łysawy, choć
chochlikowato uśmiechający się, Bruno Cathala zapewne nie jest
wyjątkiem. Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego szata graficzna
nawiązuje do stylistyki chińskiej? Próbowałam dopatrzeć się w
tej decyzji logiki, ale nie udało mi się. Zastanawiam się tylko,
czy komukolwiek innemu niż dwóm jednostkom dosyć mocno
wynaturzonym będzie to szczególnie przeszkadzać? Mam nadzieję,
że nie.
O
jakości wykonania, elementach i konkretnych rozwiązaniach
mechanicznych proponuję poczytać na blogach skoncentrowanych na
tematyce gier planszowych. Ja od siebie mogę dodać, że to
interesująca gra, choć po twórcy 7 Cudów: Pojedynku, którego
jestem szczęśliwą posiadaczką i graczką, spodziewałabym się
większych fajerwerków, nawet jeśli sama struktura gry w założeniu
miała być prosta. Z drugiej jednak strony, Haru ichiban to
alternatywna wersja szachów – łatwiejsza i przyjemniejsza. Na wiosenne piknikowe granie - idealna.
Wiosenny konkurs Haru ichiban
Wiosenny konkurs Haru ichiban
Pogoda w Polsce ostatnio sprzyja spędzaniu czasu na świeżym powietrzu i piknikowaniu w parkach, dlatego zaplanowałam małą niespodziankę w postaci trzech egzemplarzy konkursowych, które ufundowało wydawnictwo Hobbity. Mam nadzieję, że się cieszycie. :-)
Zadanie będzie tradycyjnie pisemne. Tym razem zapytam Was o ogrody i parki w Polsce, po których z czystym sumieniem oprowadzilibyście Japończyków. Czy są takie miejsca w Polsce? Którą polską mutację poczdamskiego Sanssousi polecilibyście? Dlaczego? Jak zwykle liczyć się będzie siła perswazyjna.
Zwracam
uwagę na to, że nie może to być japoński ogród w Polsce (ani we
Wrocławiu, ani w Jarkowie, ani nigdzie indziej), bo na to Japończycy
podczas krótkich wycieczek nie mają czasu.
Konkurs
rusza w sobotę 26 marca 2016 roku i trwa dwa tygodnie do 9 kwietnia
2016 roku. Udział może wziąć każdy, kto ma taką ochotę.
Pomysły przesyłajcie w komentarzach pod tym postem. MAKSYMALNIE 5
zdań. Tym razem nie będę pobłażliwa! Dodatkowo miejsca w
komentarzach nie mogą się powtarzać. A same komentarze muszą być
podpisane imieniem i nazwiskiem lub pseudonimem. Praktyczność
porady jest ważna, choć nie najważniejsza – liczy się pomysł,
dzięki któremu możemy zachęcić Japończyków do zwiedzania w
Polsce czegoś więcej niż Warszawę czy Kraków.
UWAGA: podajemy w komentarzu tylko jedną propozycję tj. tylko jeden park lub ogród.
UWAGA: odpowiedzi nie mogą się powtarzać!
UWAGA: podajemy w komentarzu tylko jedną propozycję tj. tylko jeden park lub ogród.
UWAGA: odpowiedzi nie mogą się powtarzać!
Gry są
zafoliowane, więc jeśli sami nie chcecie w nie grać, otrzymacie
ode mnie idealny prezent dla kogoś bliskiego. Ta nagroda jest warta
Waszego wysiłku. Do dzieła!
29 Komentarzy
Proponuję park z ogrodami w Nieborowie i Arkadii. Miejsce jest ok. 1 godzinę drogi od Warszawy, blisko autostrady może stanowić punkt na trasie ze stolicy do np. Wrocławia, Łodzi czy Poznania. Oprócz pięknego parku z pomnikami epoki baroku i romantyzmu znajdziemy tam ciekawe ogrody polskie oraz pałac i muzeum. Japońscy turyści będą mogli poczuć smak szlacheckiej Rzeczpospolitej (XVIII wieku). W pobliżu pałacu Radziwiłłów jest też baza noclegowa.
OdpowiedzA więc mamy pierwszego Konkursowicza! :-)
OdpowiedzDziękuję!
Zapraszam nad morze i jako propozycję zgłaszam wizytę w Parku im. Adama Mickiewicza w Gdańsku-Oliwie. Park oprócz szczytnej i długiej historii wywodzącej się od założeń cysterskich - szczególnie w założeniach naturalistycznych mógłby bardzo spodobać się turystom z Japonii. W parku często można posłuchać muzyki, corocznie odbywa się w sierpniu oliwska "Mozartiana". W najbliższym sąsiedztwie znajdują się godne polecenia: Katedra Oliwska, Pałac Opatów z wystawami malarstwa oraz ekspozycje wystawowe Muzeum Narodowego w Spichlerzu Opackim.
OdpowiedzDziękuję za udział ! :-)
OdpowiedzDla zmotoryzowanych we Wrocławiu - Arboretum w Wojsławicach, zaś jeszcze ambitniej - Puszcza Białowieska.
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte! :-)
OdpowiedzTurystom z Japonii z chęcią poleciłabym trzydniową wycieczkę do Karkonoskiego Parku Narodowego. Góry chociaż nie są tak imponująco wysokie jak np. Tatry, to jednak mają swój urok. Zaczynając trasę z Karpacza, zanim zdobędziemy najwyższy szczyt całych Sudetów, możemy zobaczyć jeden z pięknych polskich wodospadów - Dziki Wodospad. Potem czekać nas może dwudniowa wycieczka po grani gór, ścieżką przyjaźni polsko-czeskiej, a wycieczkę kończymy w Szklarskiej Porębie, podziwiając kolejny wodospad - Kamieńczyk.
Odpowiedz:)
Zgłoszenie przyjęte! :-)
OdpowiedzOch! Zabrałabym ich do rezerwatu przyrody nieożywionej "Kadzielnia" w Kielcach. To cudowny park w obrębie miasta (i blisko mojego rodzinnego domu) z najpiękniejszym amfiteatrem e Europie, osadzonym w zboczu wapiennych skał (trochę na wzór greckich teatrów), a do tego piękne trasy spacerowe wśród skałek z jaskiniami. Jest tam cudnie wiosną, gdy na skałach kwitnie dzika róża, i latem, gdy w dawnym wyrobisku skalnym kwitną polne kwiaty, palka wodna nad jeziorkiem, a na skałach roi się rojnik, i jesienią, gdy wszystko czerwienieje, i zimą, która wygląda tak: https://btth.pl/wp-content/uploads/2014/02/Kadzielnia-03.jpg :)
OdpowiedzI chociaż wiem, że jest to zupełnie inne miejsce, niż japońskie ogrody, to jestem pewna, że Japończycy byliby nim zachwyceni!
Pozdrawiam!
:D zgłoszenie przyjęte!
OdpowiedzZaparaszam na nasze polskie mazury. 😃
OdpowiedzTutaj wypoczeli by od chaosu i tłoku. Szum wody w jeziorze podczas wieczornego spaceru przy zachodzie 'naszego polskiego' słońca i drzew pokazalby idealnie nasz piękny kraj :)
Jeszcze tylko poproszę nick lub podpis i przyjmuję zgłoszenie :-)
OdpowiedzBiebrzański Park Narodowy i wyprawa po torfowych bagnach - jest to przeżycie tak niezwykłe i unikatowe jak przechadzka po parku z tysiącletnimi kryptomeriami (縄文杉) na wyspie Yakushima na Kyusiu i ma również tę zaletę, że niewiele tam turystów. Dodatkowo można podczas takiej wyprawy nauczyć się o leczniczych ziołach od prawdziwej Biebrzańskiej Wiedźmy lub zakupić nalewki (np. Kopnięcie Łosia) od lokalnych gospodarzy - aspekt, który na pewno spodoba się poszukującym lokalnego kolorytu turystom z Japonii. Zamiast trochę już "oklepanych" żubrów można tam wypatrywać łosi lub tropić ślady wilków, a przede wszystkim doświadczyć prawdziwie dzikiej przyrody, bez wytyczonych turystycznych ścieżek czy tradycyjnych punktów widokowych. /nick: dri_in_Warsaw
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte! :-)
OdpowiedzZapraszam niestrudzonych uczestników japońskiej wycieczki, którzy rozdarci gdzieś między Krakowem, Warszawą a Gdańskiem, mogliby się udać na chwilę zapomnienia do Wielkopolski, do Poznania - do tamtejszego, prawie stuletniego Ogrodu Botanicznego UAM. W jednym momencie japoński głód atrakcji zostanie zaspokojny, ponieważ Botanik mieści w sobie roślinność całego świata - znajdą więc zarówno znajomego momiji w parze z sakurą, jak i krzewy śródziemnomorskie, krzewiny wysokogórskie, zioła i niezliczone kwiecie. Zapraszam szczególnie nad stawki i do ogrodu z różami, zwanego Różanką. Pachnie, buzuje od pszczół, rozbrzmiewa ptakami. (Marta Wesołowska)
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte! :-)
OdpowiedzJa Japońskiego turystę zaprosiłabym do miejsca bardzo bliskiego memu sercu i miejscu pochodzenia - do Babiogórskiego Parku Narodowego.
OdpowiedzBrzmi banalnie, ale to zupełnie inny świat, gdy wejdzie się w głąb malowniczych lasów, sprawiających wrażenie niezwykle nostalgicznych, gdy przespaceruje się wśród drewnianych chat, dawniej zamieszkiwanych przez pracowitych górali. Romantyczne wręcz wschody i zachody słońca widziane ze szczytów gór, cisza, przerywana jedynie ćwierkaniem ptaków i odgłosem gałązek łamanych przez jakieś większe zwierzę w oddali, a to wszystko jeszcze bardziej ożywione i barwne dzięki opowieściom i legendom miejscowym - na przykład o czarownicach. : )
Można zatracić się, zamyslić, zakochać - w panującym spokoju, w pewnej melancholii podziwianych widoków, w naturze, w życiu samym w sobie. Wierzę, że typowy Japończyk - zabiegany, zapracowany - może zachwycić się miejscem, gdzie może powrócić do pewnych aspektów mentalności swojego narodu - nostalgii i refleksyjności, tak potrzebnych często do wyciszenia się i oderwania od codzienności. : )
Zgłoszenie przyjęte! :-)
OdpowiedzOprowadzić Japończyka, gdzieś z czystym sumieniem hym..., według mnie znaczy pokazać DUŻO ŁADNEGO SZYBKO (ach te ich mini urlopy!)
OdpowiedzPolecam podkarpacki Łańcut, gdzie otaczający zamkową rezydencję magnacką piękny ogród w stylu angielskim, urzeka kompozycją, barwą i pięknymi roślinami.
Ogród w obrębie fosy jest naprawdę zjawiskowy, pełen pięknych historycznych rabat. A w parku, oranżeria, storczykarnia bardzo nowoczesna a tuż obok parku- słynna powozownia.
A no i KAPCIE- w muzeach już rzadko się je widuje, lecz tu będą goście musieli je założyć bo intarsjowane podłogi w zamku są naprawdę unikalne.
Moim zdaniem japońskiego turystę warto zaprosić do prawdziwego i polskiego założenia ogrodowego, by pokazać starodrzew rodzimych gatunków - sędziwe dęby, okazałe lipy, pozostałości grabowych alei. Wytłumaczyć układ kompozycyjny ogrodu i estetyczno-funkcjonalną potrzebę ukształtowania owalnego podjazdu. Pokazać powiązania widokowe z obiektami kultu religijnego (kościoły kapliczki)łączącymi się w sposób bezpośredni z obyczajami i tradycjami naszej narodowości. Takim obiektem może być zespół pałacowo-parkowy w Tyczynie.
OdpowiedzZgłoszenie przyjęte rzecz jasna! :-)
OdpowiedzOstatnie zgłoszenie przyjęte! :-)
OdpowiedzUffff co za ulga! Ogromnie pozdrawiam!
OdpowiedzProszę o adres do wysyłki! :-) GRATULACJE.
OdpowiedzWięcej tutaj: http://podrozejaponia.blogspot.com/p/co-gdzie-kiedy_9.html
Proszę o adres do wysyłki! :-) GRATULACJE.
OdpowiedzWięcej tutaj: http://podrozejaponia.blogspot.com/p/co-gdzie-kiedy_9.html
Proszę o adres do wysyłki! :-) GRATULACJE.
OdpowiedzWięcej tutaj: http://podrozejaponia.blogspot.com/p/co-gdzie-kiedy_9.html
Dziękuję! Już wysłałam maila.
OdpowiedzByłam w ogrodzie japońskim i wszystko tam było takie idealne i spokojne, ale takie ładne!
OdpowiedzZauważyłem, że trend na fotele ogrodowe w tym roku jest wyjątkowy. Na stronie https://ogrodolandia.pl/fotele-ogrodowe można znaleźć modele, które są nie tylko wygodne, ale i eleganckie. Ich design idealnie komponuje się z nowoczesnymi ogrodami.
OdpowiedzWSZYSTKIE KOMENTARZE O CHARAKTERZE REKLAMOWYM BĘDĄ KASOWANE.