Magia ogrodów japońskich i wiosennego wiatru


Strumyki, szumiące kaskady, przestronne pawilony herbaciane, kamienne stopnie, latarnie, wypielęgnowane drzewa, rośliny i kwiaty, a w końcu wszechogarniająca aura duchowego ukojenia. Znany obrazek? Przekonajcie się sami, a być może coś wygracie.


Zawód społecznie odpowiedzialny

Japońskie ogrody zachwycają kunsztem jego architekta, wytrwałością i benedyktyńską pracą, którą ogrodnik musiał wykonać. Zatem oczywiste było, że nie każdy mógł stanąć na wysokości zadania, a adepci musieli się sumiennie do tego przygotować. Tylko jak?

Na początku wypadałoby przeczytać dostępną literaturę branżową. Pierwszym podręcznikiem wprowadzającym w arkana wiedzy o ogrodnictwie był traktat Sakuteiki napisany w epoce Heian w XI wieku, w którym autor Tachibana no Toshitsune w wyczerpująco prezentuje kompozycje z dostępnych elementów oraz ich oddziaływanie na samopoczucie korzystającego z ogrodu.



Aby dobrze ten wpływ rozumieć, Architekt z wielu innych dziedzin czerpał stosowne nauki. Przede wszystkim winien był znać się na prawie. Tym ustanowionym przez bogów rzecz jasna, aby ich niepotrzebnie nie drażnić. Kto przy zdrowych zmysłach w średniowiecznej Japonii ryzykowałby podpadziochą Siłom Wyższym? W drugiej kolejności – powinien poznać tajniki astrologii i geografii. Przykładowo strumyk miał obowiązek wpływać do ogrodu ze Wschodu, bo to dla wszystkich rozwiązanie najkorzystniejsze. Jeśli zaś nie udałoby się uzyskać optymalnych kierunków świata, to z północnego wschodu też od biedy by uszło...



Następnie przechodzimy do podstaw z zakresu inżynierii środowiska i kanałów melioracyjnych. Owy strumyk należało poprowadzić pod fundamentami domostwa, co by grzechy i występki wszelakie woda (bez publicznego rozgłosu) wymywała. Po jego stosownym utorowaniu nadchodził czas na dobór kamieni, który do łatwych zadań nie należał, bowiem wymagał od Architekta odpowiedniej liczby midichlorianów do wyczuwania zmian w układzie mocy. Faktem niehistorycznym pozostanie, że w niektórych kamulcach na ludzkie istoty czyhają diabelskie siły, a wszystkim przecież zależy, aby nie zakłócać przepływu energii. W związku z tym w procesie segregacji kamienne zgniłki trafiały od razu do kontenera z odpadami toksycznymi.



Co jeśli, mimo usilnych starań, taki czarci głaz w naszym ogrodzie na dobre się zadomowi? I na to jest recepta: „Głazy diable i o złej naturze nie powinny być stosowane, ale mogły być zobojętnianie, jeśli już wcześniej znajdowały się w ogrodzie, ustawieniem naprzeciw, w pewnym oddaleniu, głazów symbolizujących trzy postacie Buddy”[1] – niezbyt przystępnie wyjaśnia Longin Majdecki. Do ustawienia kamieni, o których tu mowa, Architekt przywiązywał wagę szczególną, bo w pewnych konfiguracjach mogły spowodować ciężką chorobę całej rodziny, a nawet śmierć!

Po trudach aranżacyjnych nadchodziła kolej na pogłębioną dendrologię i botanikę. W tej części Architekta ograniczała tylko jego własna wyobraźnia, a więc sadził drzewa i rośliny, wiązał, przycinał, podcinał, podlewał. Później było już z górki – oczko wodne i akwarystyka stosowana, zamówienie kamiennych latarni u kumpla, dopracowanie spójności koncepcji, usuwanie niedoróbek, ostatnie cięcia sekatora i oddanie ogrodu do użytku. 

Jeśli klient i jego rodzina przeżył w zgodzie i szczęściu, można stwierdzić, że błędów na poziomie planowania nie popełniono. Morał z tej historyji brzmi tak: „Zawód architekta japońskich ogrodów był społecznie odpowiedzialny”.

Zagrabione kamienie, duże jeziora czy kamienne ścieżki?

Do najbardziej znanych i najchętniej omawianych należą ogrody kamiennekaresansui, które upowszechniły się za sprawą buddyzmu zen. Bynajmniej nie chodzi o bezmyślne zagrabianie kamyczków... Ogrody kamienne w oryginalny sposób odzwierciedlały naturę w skali mikro. Dopatrzymy się w tych układach oceanów, morskich wybrzeży, ruchu morskich fal czy całych górskich pasm. Za modelowy ogród kamienny uznaje się Ryōan-ji w Kioto. Ja jeszcze nie miałam okazji go zwiedzić, mimo że uchodzi za niezwykle cenny zabytek kultury japońskiej. Natomiast przyjrzałam się z bliska innym karesansui. Dwa pierwsze zdjęcia przedstawiają małą buddyjską świątynkę w Akashi, ostatnie zdjęcie to zenistyczny klasztor Tenryūji w Kioto.




Na uwagę zasługują też ogrody przyświątynne i zamkowe charakteryzujące się przepychem odpowiadającym pozycji jego właściciela [nie mogło być wstydu przed ludźmi]. Dla przykładu na Kansai pan Toyotomi Hideyoshi, będący z zawodu szogunem, kazał założyć sobie ogród przy Zamku Osaka, a tym samym zadbał o to, aby jego rezydencja budziła zazdrość wśród kolegów po fachu. Gdy okazało się, że osiągnął zamierzony efekt, a reszcie mina należycie zrzedła, rozochocił się bardzo i samodzielnie zaplanował kolejny [kto władzy zabroni?] - przy kompleksie świątyń Daigoji w Kioto. Czym się wyróżnia? Po pierwsze rzeczywistą pracą koncepcyjną związaną z obsadzeniem drzewkami japońskiej wiśni terenów świątyni. Kolory, gra cieni i świateł, układ ścieżek i mostków tworzą w tym miejscu nastrój niepowtarzalny, zdecydowanie sprzyjający przemyśleniom egzystencjalnym, a o to przecież w tym wszystkim chodzi.


Wrocław

W Polsce świetnie znamy ogrody herbaciane za sprawą wrocławskiego Ogrodu Japońskiego przy terenach wystawowych Hali Stulecia. Pomysłodawcą był zafascynowany Krajem Kwitnącej Wiśni hrabia Fritz von Hochberg, który do ówczesnego Breslau sprowadził japońskiego ogrodnika mającego jego szalone plany zrealizować. Być może niektórzy wmawiali mu, że porywa się z motyką na słońce, ale zupełnie niepotrzebnie - w 1913 roku podczas Wystawy Światowej Ogród Japoński cieszył oko wszystkich zagranicznych gości, a na językach pozostał do dziś. Po trudach i znojach wojennych, powodzi stulecia, po ponad wieku od pierwszego otwarcia, nadal jest chętnie odwiedzany i stanowi punkt programu niedzielnych spacerów, ślubnych sesji czy wycieczek.


Kanazawa

W Japonii ogrody herbaciane służyły – jak sama nazwa wskazuje – do przeprowadzania ceremonii herbacianych. Jako że to skomplikowany, naszpikowany symbolami, czasochłonny rytuał, projekt ogrodu musiał być adekwatny. Do najbardziej charakterystycznych elementów tego stylu zaliczamy ścieżkę prowadzącą do miejsca ceremonii. Jej podstawowym zadaniem było przygotowanie gościa do obrządku, wprowadzenie w medytacyjny nastrój i oczyszczenie myśli z doczesnych bzdur zaprzątających głowę.

Ogrodowe „najnaje” – Nihon sanmeien

Kenrokuen

Japończycy lubią rankingi, tabelki i określenia – „największy”, „najważniejszy”, „najbardziej wysunięty na [wpisz kierunek świata]”, „najwyższy”, „naj[dodaj odpowiedni przymiotnik w stopniu wyższym] pod względem” itp. W przypadku ogrodnictwa też doszukamy się „najnajów”. Kenrokuen, Korokuen i Kairakuen to Święta Trójca Ogrodowa. Pierwszy i najważniejszy z nich znajduje się w Kanazawie, drugi – w Okayamie, trzeci – w Mito. Kenrokuen spełnia sześć głównych założeń „ogrodu idealnego” według chińskiej tradycji: przestronności, odosobnienia, oryginalności, dostępu do świeżej wody, malowniczych widoków oraz atmosfery starożytności. Spacer po tak uroczych zakątkach, poza sezonem, w deszczu i w ciszy zostaje w pamięci na długo.

Kenrokuen

Stwórzmy własny japoński ogród




Jak tu nie myśleć, że japońskie ogrody to tajemna dziedzina sztuki, w którą wtajemniczani byli nieliczni? Nadszedł zatem czas na to, aby ocenić się, jak zenistyczna aura ogrodów została odtworzona w grze planszowej Haru ichiban wydawnictwa Hobbity.




Jej autorem jest Bruno Cathala, francuski twórca dwuosobówek. Na swoim koncie ma kilka fantastycznych tytułów w tym Mr. Jack czy 7 Cudów: Pojedynek. Zwłaszcza ten ostatni ciągle utrzymuje się wysoko w rankingach gier planszowych. Po co o tym piszę? Bo od doświadczonego autora spodziewam się wiele i więcej oczekuję.

Zacznę od świata gry. Tym razem przeniesiemy się na średniowieczny dwór cesarski. Rzecz dzieje się w pierwszych dniach astronomicznej wiosny, kiedy władca organizuje Wielki Turniej Ogrodniczy. Wyzwanie podjąć może tylko dwóch najlepszych w całym kraju. Za miejsce pojedynku obrano wodną sadzawkę, w której o tej porze roku zakwitają dorodne nenufary. Ten z Architektów, który stworzy bardziej harmonijny ogród, zwycięży.



Bynajmniej nie chodzi o kolekcjonowanie roślin czy ich pielęgnowanie. Byłoby to zbyt przewidywalne. Jak wspomniałam na początku – japońscy ogrodnicy posiadali szczególne moce, które umożliwiały im lepszy kontakt z naturą. W grze wzywają więc na pomoc haru ichiban, czyli pierwszy wiosenny powiew wiatru. Wprawia on taflę sadzawki w lekkie drgania i popycha nenufary, ale to od ogrodnika zależy, w którym kierunku.



Haru ichiban to gra logiczna wymagająca sporego zaangażowania umysłowego obu graczy. Nie jest trudna do opanowania, choć – jak zwykle zresztą – miałam trochę problemów z instrukcją. Nierzadko mam poczucie, że tłumacze traktują instrukcje do gier planszowych po macoszemu, dlatego cicho apeluję do zawodowych tłumaczy, aby czasem zboczyli z utartej ścieżki przypominającą linię produkcyjną i próbowali wejść w rolę odbiorcy tekstu. Narzekać też zbytnio nie mogę, bo istnieje prawdopodobieństwo, że sztuka czytania ze zrozumieniem (tego typu tekstów) w moim przypadku kuleje. Po obejrzeniu dodatkowego tutoriala po angielsku, wszystko było jasne i mogliśmy zmierzyć, które z nas ma więcej daru przekonywania w negocjacjach z wiosennym japońskim zefirkiem.

W Haru ichiban gra się najprzyjemniej, gdy oboje graczy rozwiązuje logiczne zagadki na poziomie zbliżonym. Nienawidzę ani dostać forów, ani ich dawać, dlatego, jeśli ktoś ma podobne zafiksowanie, zdecydowanie powinien stosownie dobierać sobie przeciwników do tej gry, tak jak w przypadku szachów. Haru ichiban można rozgrywać na wielu poziomach wtajemniczenia w układy i kombinacje, dlatego gra będzie odpowiednia zarówno dla początkujących jak i praktykujących. Liczy się tylko to, czy lubimy łamigłówki umysłowe.



Co natomiast mi przeszkadza (i nie zawaham się o tym wspomnieć), to szata graficzna, która powoduje dysonans poznawczy. Gdy odpakowaliśmy przesyłkę i wyjęliśmy pudełko, wymieniliśmy badawcze spojrzenia. Gdybym zobaczyła taką grę na półce, prawdopodobnie nie zachęciłaby mnie do wzięcia do ręki. „To wygląda jak chińska gra”. „No tak, ale nazwa jest japońska, mamy taki zwrot jak haru ichiban”. „Ale te narysowane dziadki to przecież stuprocentowi Chińczycy”. „Fakt”. „Mają chiński warkocz i generalnie chińską stylówę”.



Jak się wobec tego ustosunkować? Gra jest ewidentnie inspirowana Japonią. Wielu twórców gier to fani Japonii nierzadko konstruujący świat gier w oparciu o świat japoński. Łysawy, choć chochlikowato uśmiechający się, Bruno Cathala zapewne nie jest wyjątkiem. Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego szata graficzna nawiązuje do stylistyki chińskiej? Próbowałam dopatrzeć się w tej decyzji logiki, ale nie udało mi się. Zastanawiam się tylko, czy komukolwiek innemu niż dwóm jednostkom dosyć mocno wynaturzonym będzie to szczególnie przeszkadzać? Mam nadzieję, że nie.

O jakości wykonania, elementach i konkretnych rozwiązaniach mechanicznych proponuję poczytać na blogach skoncentrowanych na tematyce gier planszowych. Ja od siebie mogę dodać, że to interesująca gra, choć po twórcy 7 Cudów: Pojedynku, którego jestem szczęśliwą posiadaczką i graczką, spodziewałabym się większych fajerwerków, nawet jeśli sama struktura gry w założeniu miała być prosta. Z drugiej jednak strony, Haru ichiban to alternatywna wersja szachów – łatwiejsza i przyjemniejsza. Na wiosenne piknikowe granie - idealna. 

Wiosenny konkurs Haru ichiban



Pogoda w Polsce ostatnio sprzyja spędzaniu czasu na świeżym powietrzu i piknikowaniu w parkach, dlatego zaplanowałam małą niespodziankę w postaci trzech egzemplarzy konkursowych, które ufundowało wydawnictwo Hobbity. Mam nadzieję, że się cieszycie. :-) 


Zadanie będzie tradycyjnie pisemne. Tym razem zapytam Was o ogrody i parki w Polsce, po których z czystym sumieniem oprowadzilibyście Japończyków. Czy są takie miejsca w Polsce? Którą polską mutację poczdamskiego Sanssousi polecilibyście? Dlaczego? Jak zwykle liczyć się będzie siła perswazyjna.

Zwracam uwagę na to, że nie może to być japoński ogród w Polsce (ani we Wrocławiu, ani w Jarkowie, ani nigdzie indziej), bo na to Japończycy podczas krótkich wycieczek nie mają czasu.

Konkurs rusza w sobotę 26 marca 2016 roku i trwa dwa tygodnie do 9 kwietnia 2016 roku. Udział może wziąć każdy, kto ma taką ochotę. Pomysły przesyłajcie w komentarzach pod tym postem. MAKSYMALNIE 5 zdań. Tym razem nie będę pobłażliwa! Dodatkowo miejsca w komentarzach nie mogą się powtarzać. A same komentarze muszą być podpisane imieniem i nazwiskiem lub pseudonimem. Praktyczność porady jest ważna, choć nie najważniejsza – liczy się pomysł, dzięki któremu możemy zachęcić Japończyków do zwiedzania w Polsce czegoś więcej niż Warszawę czy Kraków.

UWAGA: podajemy w komentarzu tylko jedną propozycję tj. tylko jeden park lub ogród.

UWAGA: odpowiedzi nie mogą się powtarzać! 

Gry są zafoliowane, więc jeśli sami nie chcecie w nie grać, otrzymacie ode mnie idealny prezent dla kogoś bliskiego. Ta nagroda jest warta Waszego wysiłku. Do dzieła!

Następny post
« Prev Post
Starszy post
Następny Post »
29 Komentarzy
avatar

Proponuję park z ogrodami w Nieborowie i Arkadii. Miejsce jest ok. 1 godzinę drogi od Warszawy, blisko autostrady może stanowić punkt na trasie ze stolicy do np. Wrocławia, Łodzi czy Poznania. Oprócz pięknego parku z pomnikami epoki baroku i romantyzmu znajdziemy tam ciekawe ogrody polskie oraz pałac i muzeum. Japońscy turyści będą mogli poczuć smak szlacheckiej Rzeczpospolitej (XVIII wieku). W pobliżu pałacu Radziwiłłów jest też baza noclegowa.

Odpowiedz
avatar

A więc mamy pierwszego Konkursowicza! :-)
Dziękuję!

Odpowiedz
avatar

Zapraszam nad morze i jako propozycję zgłaszam wizytę w Parku im. Adama Mickiewicza w Gdańsku-Oliwie. Park oprócz szczytnej i długiej historii wywodzącej się od założeń cysterskich - szczególnie w założeniach naturalistycznych mógłby bardzo spodobać się turystom z Japonii. W parku często można posłuchać muzyki, corocznie odbywa się w sierpniu oliwska "Mozartiana". W najbliższym sąsiedztwie znajdują się godne polecenia: Katedra Oliwska, Pałac Opatów z wystawami malarstwa oraz ekspozycje wystawowe Muzeum Narodowego w Spichlerzu Opackim.

Odpowiedz
avatar

Dla zmotoryzowanych we Wrocławiu - Arboretum w Wojsławicach, zaś jeszcze ambitniej - Puszcza Białowieska.

Odpowiedz
avatar

Turystom z Japonii z chęcią poleciłabym trzydniową wycieczkę do Karkonoskiego Parku Narodowego. Góry chociaż nie są tak imponująco wysokie jak np. Tatry, to jednak mają swój urok. Zaczynając trasę z Karpacza, zanim zdobędziemy najwyższy szczyt całych Sudetów, możemy zobaczyć jeden z pięknych polskich wodospadów - Dziki Wodospad. Potem czekać nas może dwudniowa wycieczka po grani gór, ścieżką przyjaźni polsko-czeskiej, a wycieczkę kończymy w Szklarskiej Porębie, podziwiając kolejny wodospad - Kamieńczyk.
:)

Odpowiedz
avatar

Och! Zabrałabym ich do rezerwatu przyrody nieożywionej "Kadzielnia" w Kielcach. To cudowny park w obrębie miasta (i blisko mojego rodzinnego domu) z najpiękniejszym amfiteatrem e Europie, osadzonym w zboczu wapiennych skał (trochę na wzór greckich teatrów), a do tego piękne trasy spacerowe wśród skałek z jaskiniami. Jest tam cudnie wiosną, gdy na skałach kwitnie dzika róża, i latem, gdy w dawnym wyrobisku skalnym kwitną polne kwiaty, palka wodna nad jeziorkiem, a na skałach roi się rojnik, i jesienią, gdy wszystko czerwienieje, i zimą, która wygląda tak: https://btth.pl/wp-content/uploads/2014/02/Kadzielnia-03.jpg :)
I chociaż wiem, że jest to zupełnie inne miejsce, niż japońskie ogrody, to jestem pewna, że Japończycy byliby nim zachwyceni!

Pozdrawiam!

Odpowiedz
avatar

Zaparaszam na nasze polskie mazury. 😃
Tutaj wypoczeli by od chaosu i tłoku. Szum wody w jeziorze podczas wieczornego spaceru przy zachodzie 'naszego polskiego' słońca i drzew pokazalby idealnie nasz piękny kraj :)

Odpowiedz
avatar

Jeszcze tylko poproszę nick lub podpis i przyjmuję zgłoszenie :-)

Odpowiedz
avatar

Biebrzański Park Narodowy i wyprawa po torfowych bagnach - jest to przeżycie tak niezwykłe i unikatowe jak przechadzka po parku z tysiącletnimi kryptomeriami (縄文杉) na wyspie Yakushima na Kyusiu i ma również tę zaletę, że niewiele tam turystów. Dodatkowo można podczas takiej wyprawy nauczyć się o leczniczych ziołach od prawdziwej Biebrzańskiej Wiedźmy lub zakupić nalewki (np. Kopnięcie Łosia) od lokalnych gospodarzy - aspekt, który na pewno spodoba się poszukującym lokalnego kolorytu turystom z Japonii. Zamiast trochę już "oklepanych" żubrów można tam wypatrywać łosi lub tropić ślady wilków, a przede wszystkim doświadczyć prawdziwie dzikiej przyrody, bez wytyczonych turystycznych ścieżek czy tradycyjnych punktów widokowych. /nick: dri_in_Warsaw

Odpowiedz
avatar

Zapraszam niestrudzonych uczestników japońskiej wycieczki, którzy rozdarci gdzieś między Krakowem, Warszawą a Gdańskiem, mogliby się udać na chwilę zapomnienia do Wielkopolski, do Poznania - do tamtejszego, prawie stuletniego Ogrodu Botanicznego UAM. W jednym momencie japoński głód atrakcji zostanie zaspokojny, ponieważ Botanik mieści w sobie roślinność całego świata - znajdą więc zarówno znajomego momiji w parze z sakurą, jak i krzewy śródziemnomorskie, krzewiny wysokogórskie, zioła i niezliczone kwiecie. Zapraszam szczególnie nad stawki i do ogrodu z różami, zwanego Różanką. Pachnie, buzuje od pszczół, rozbrzmiewa ptakami. (Marta Wesołowska)

Odpowiedz
avatar

Ja Japońskiego turystę zaprosiłabym do miejsca bardzo bliskiego memu sercu i miejscu pochodzenia - do Babiogórskiego Parku Narodowego.

Brzmi banalnie, ale to zupełnie inny świat, gdy wejdzie się w głąb malowniczych lasów, sprawiających wrażenie niezwykle  nostalgicznych, gdy przespaceruje się wśród drewnianych chat, dawniej zamieszkiwanych przez pracowitych górali. Romantyczne wręcz wschody i zachody słońca widziane ze szczytów gór, cisza, przerywana jedynie ćwierkaniem ptaków i odgłosem gałązek łamanych przez jakieś większe zwierzę w oddali, a to wszystko jeszcze bardziej ożywione i barwne dzięki opowieściom i legendom miejscowym - na przykład o czarownicach. : )
Można zatracić się, zamyslić, zakochać - w panującym spokoju, w pewnej melancholii podziwianych widoków,  w naturze, w życiu samym w sobie. Wierzę, że typowy Japończyk - zabiegany, zapracowany - może zachwycić się miejscem, gdzie może powrócić do pewnych aspektów mentalności swojego narodu - nostalgii i refleksyjności, tak potrzebnych często do wyciszenia się i oderwania od codzienności. : )

Odpowiedz
avatar

Oprowadzić Japończyka, gdzieś z czystym sumieniem hym..., według mnie znaczy pokazać DUŻO ŁADNEGO SZYBKO (ach te ich mini urlopy!)
Polecam podkarpacki Łańcut, gdzie otaczający zamkową rezydencję magnacką piękny ogród w stylu angielskim, urzeka kompozycją, barwą i pięknymi roślinami.
Ogród w obrębie fosy jest naprawdę zjawiskowy, pełen pięknych historycznych rabat. A w parku, oranżeria, storczykarnia bardzo nowoczesna a tuż obok parku- słynna powozownia.
A no i KAPCIE- w muzeach już rzadko się je widuje, lecz tu będą goście musieli je założyć bo intarsjowane podłogi w zamku są naprawdę unikalne.

Odpowiedz
avatar

Moim zdaniem japońskiego turystę warto zaprosić do prawdziwego i polskiego założenia ogrodowego, by pokazać starodrzew rodzimych gatunków - sędziwe dęby, okazałe lipy, pozostałości grabowych alei. Wytłumaczyć układ kompozycyjny ogrodu i estetyczno-funkcjonalną potrzebę ukształtowania owalnego podjazdu. Pokazać powiązania widokowe z obiektami kultu religijnego (kościoły kapliczki)łączącymi się w sposób bezpośredni z obyczajami i tradycjami naszej narodowości. Takim obiektem może być zespół pałacowo-parkowy w Tyczynie.

Odpowiedz
avatar

Zgłoszenie przyjęte rzecz jasna! :-)

Odpowiedz
avatar

Ostatnie zgłoszenie przyjęte! :-)

Odpowiedz
avatar

Uffff co za ulga! Ogromnie pozdrawiam!

Odpowiedz
avatar

Proszę o adres do wysyłki! :-) GRATULACJE.
Więcej tutaj: http://podrozejaponia.blogspot.com/p/co-gdzie-kiedy_9.html

Odpowiedz
avatar

Proszę o adres do wysyłki! :-) GRATULACJE.
Więcej tutaj: http://podrozejaponia.blogspot.com/p/co-gdzie-kiedy_9.html

Odpowiedz
avatar

Proszę o adres do wysyłki! :-) GRATULACJE.
Więcej tutaj: http://podrozejaponia.blogspot.com/p/co-gdzie-kiedy_9.html

Odpowiedz
avatar

Dziękuję! Już wysłałam maila.

Odpowiedz
avatar

Byłam w ogrodzie japońskim i wszystko tam było takie idealne i spokojne, ale takie ładne!

Odpowiedz
avatar

Zauważyłem, że trend na fotele ogrodowe w tym roku jest wyjątkowy. Na stronie https://ogrodolandia.pl/fotele-ogrodowe można znaleźć modele, które są nie tylko wygodne, ale i eleganckie. Ich design idealnie komponuje się z nowoczesnymi ogrodami.

Odpowiedz


WSZYSTKIE KOMENTARZE O CHARAKTERZE REKLAMOWYM BĘDĄ KASOWANE.