Z reguły namówienie Pana Sól na warsztaty kaligrafii jest bardzo trudne i zawsze kończy się min. dwiema kłótniami. Jako prawdziwy Japończyk (może tu bym rzekła w pewien sposób "tradycyjny") ma jeszcze resztki enryo, czyli japońskiej skromności (raczej wyuczonej, a nie wrodzonej). I mimo tego że tyle lat spędził na malowaniu, odsiedział tysiące godzin, roztarł litry tuszu, to i tak uważa, że to za mało. Tak więc muszę się za każdym razem solidnie nagimnastykować, aby w swej łaskawości Pan Sól zechciał kilka krzaczków namalować. Na szczęście udało się i warsztaty też były bardzo udane!
Zostaliśmy bardzo mile przyjęci przez organizatorów i pracowników MCK w Bełchatowie, którzy świetnie przygotowali spotkanie. Wiele też zawdzięczamy Mariuszowi Gosławskiemu, ponieważ nie tylko przedstawił nas i zaproponował udział, ale jako malarz znający się na swoim fachu, zadbał o profesjonalny tusz i dobrej jakości pędzle do kaligrafii. Uczestnicy warsztatów (w przeważającej większości członkowie Klubu Kultury Japońskiej w Bełchatowie, których pozdrawiamy gorąco!) zajęli wszystkie możliwe miejsca, co było dla nas dużym zaskoczeniem, bo spodziewaliśmy się nielicznej widowni.
Na początku warsztatów krótko przedstawiliśmy historię pisma i samej kaligrafii, a Pan Sól omówił zebranym, jak takie lekcje sztuki pisania wyglądały w japońskiej szkole za jego czasów. Takie zajęcia to chyba najlepszy sposób na nieinwazyjne zahartowanie ducha i wyrobienie żelaznej dyscypliny, a przede wszystkim cierpliwości. W szkole podstawowej i w japońskim gimnazjum nie używa się tuszu w płynie, lecz samemu się go rozciera, aż nabierze odpowiedniej gęstości i odcienia, a następnie, siedząc z podwiniętymi kolanami, maluje się bez końca ten sam znak, aż będzie poprawny. Pod koniec lekcji kaligrafuje się "najpiękniejszy" znak i oddaje nauczycielowi do oceny. Bardzo dużo różnych ćwiczeń wykonuje się w ramach zadania domowego. I dopiero od liceum otrzymuje się przyzwolenie na używanie tuszu gotowego, tak, aby skupić się tylko na formie.
Kiedy teoretyczna część była zakończona Pan Sól przeszedł do ćwiczeń praktycznych.
W między czasie przeprowadzono z nim dwa wywiady - jeden dla radia Eska (szkoda tylko, że po polsku, bo inaczej mógłby powiedzieć trochę więcej) oraz drugi dla prasy (ale niestety w ferworze zapomniałam się spytać o tytuł!).
Podczas imprezy pojawiła się Agata Dobija, której wielką pasją są japońskie lalki kokeshi i ma szeroką wiedzę na ich temat. Zawsze podziwiam ludzi mających umiejętność łączenia hobby z pracą, dlatego chcę poinformować o sklepie prowadzonym przez Agatę:
Znajdziecie tam sprowadzane prosto z Japonii kolorowe cudeńka. I tu ręczę osobiście za japońskość tych cudeniek, ponieważ w kolekcji prezentowanej podczas Dni Kultury Japońskiej znalazły się dwie lalki z mojego bardzo skromnego czterolalkowego zbiorku (jedną kupiłam, a drugą dostałam od Babci Pana Sól - taką starą z lat 60.).
A co najważniejsze - i tu nadchodzi czas chwalenia - dostałam w prezencie, za który bardzo dziękuję, puszkę na np. herbatę z najnowszej kolekcji. Prawda, że ładna? Poczułam się naprawdę zaszczycona i obecnie puszka zajmuje honorowe miejsce w naszym skansenie mieszkalnym. Jeszcze raz dziękuję!
Poza tym podczas imprezy towarzyszyli nam mistrzowie sztuk walki aikido, iaido i kyudo prezentujących swoje umiejętności. Co ciekawe - można było samemu spróbować swoich sił. A także wystawa Mariusza Gosławskiego - ciekawa, ponieważ prezentuje różne dziedziny japońskiej sztuki - od papierowej darumy, przez malarstwo tuszowe, po kompozycje z kamieni, a wszystko to Mariusz przygotował sam.
4 Komentarzy
Ja jeszcze raz dziękuję za przybycie i zorganizowanie tych zajęć ;P
OdpowiedzByło super! :D
OdpowiedzTylu miłych słów na swój temat w życiu nie słyszałam! Dziękuję bardzo, rumieniąc się.
OdpowiedzSpotkanie było niezwykłe:) Mam nadzieję, że uda się to kiedyś powtórzyć.
Gdyby było bliżej, od razu bym przypędziła :)))
OdpowiedzWSZYSTKIE KOMENTARZE O CHARAKTERZE REKLAMOWYM BĘDĄ KASOWANE.