Co jest takiego niezwykłego w japońskiej sztuce powojennej? Dlaczego wszyscy artyści, którzy urodzili się tuż przed wojną w latach 30., są dla mnie tacy wyjątkowi? Cóż, mają w sobie coś magnetycznego, co powoduje, że oko samowolnie zawiesza się na ich pracach, a mózg każe szukać głębiej. Kto by pomyślał, że ten niepozorny 78-letni dziadek to japoński Król Psychodelii i twórca pełnych perwersji obrazków? A jednak! Ten człowiek to Tanaami Keiichi.
Artysta urodził się w Tokio w roku 1936. Z tym miastem Tanaami od zawsze był bardzo związany. Jak podkreśla w swoich wypowiedziach - nie lubi podróżować i poza wypadami do Kioto, gdzie już 13 lat wykłada dla studentów Kyoto University of Art and Design, raczej nigdzie się nie wybiera. Jako dziecko został doświadczony przez wojnę, przeżył amerykański nalot w 1945 roku, co będzie częstym motywem jego późniejszych prac. Od samego początku chciał zostać artystą i był konsekwentny na przekór rodzinie, której ten pomysł się nie spodobał.
W latach 60. zetknął się po raz pierwszy z amerykańskim pop-artem niosącym za sobą silne przesłanie konsumpcjonizmu. W tym czasie spotkał w Nowym Jorku Andy'ego Warhola. Inspirowany nowymi trendami w sztuce zza oceanu Tanaami zaczął tworzyć swoje - psychodeliczne, tętniące kolorami - obrazy.
W latach 70. był on znanym i nagradzanym artystą w środowisku. Doceniono go też na Zachodzie. W związku z tym zaproponowano mu prestiżowe stanowisko dyrektora artystycznego w japońskiej edycji "Playboya". Tego faktu zdecydowanie nie wolno pominąć, ponieważ "Playboy" to nieśmiertelna ikona kultury masowej, która z pewnością miała wpływ na styl Tanaamiego. W jego pracach niezwykle często pojawiają się wyuzdane, rozerotyzowane kobiety. Relacje damosko-męskie również spłycone są do pierwotnych instynktów i pożądania. Prawdopodobnie osobom o feminizujących poglądach ta płytka wizja kobiecości nie przypadnie do gustu...
Nie podlega wątpliwościom jedno - Keiichi Tanaami ma swój rozpoznawalny styl. Na zadane mu pytanie, czy to co tworzy, to jest właśnie "to", czego szukał, odpowiada wymijająco, że "nie ma takiego poczucia". Robi to, na co ma ochotę. Nie przejmuje się opinią innych i ma tak naprawdę do tego święte prawo.
Wystawa "Colorful" w tokijskiej galerii Nanzuka z 2008 r. Źródło: www.azito-art.com/keiichi-tanaami |
Czy jego prace można nazwać tandetą i kiczem? W pewnym stopniu tak, chociaż... Niektórzy wychwalają dzieła Keiichiego Tanaamiego pod niebiosa, inni wieszają na nim psy. To normalne. Krytycy nie szczędzili ostrych słów na animacje. Są one tak psychodeliczne, że aż trudno obejrzeć je do końca. Jednak to właśnie jego określono mistrzem japońskiego pop-artu, a tego zjawiska - niezależnie od preferencji estetycznych - nie można tak po prostu pominąć i pozostać wobec niego obojętnym.
Osobiście nie przepadam za pop-artem amerykańskim, zwłaszcza za Andym Warholem. Nie rozpływam się nad kolorowymi głowami Marylin Monroe ani nad zupą w puszce. Może to ignorancja z mojej strony? Za to niektóre prace Keiichiego Tanaamiego zmuszają mnie do zastanowienia. Przede wszystkim dlatego, że tworzy on bardzo skomplikowane wzory. Doszukiwanie się w nich znaczenia prawdopodobnie samo w sobie jest aktem bezsensownym, ale mimo tego przypomina to swego rodzaju grę między artystą i odbiorcą. Taka zabawa "w chowanego" z sensem.
Na deser polecam przeczytać wywiad z artystą: www.gadabout.jp/interview-keiichi-tanaami oraz obejrzeć kilka filmów animowanych.
3 Komentarzy
Te kolory! Na pewno prace przykuwają oko. :)
OdpowiedzTe kolory to odlot w hiperprzestrzeń :D
OdpowiedzPowiem krótko: czad! <3
Odpowiedz(albo inaczej: すばらしい!)
WSZYSTKIE KOMENTARZE O CHARAKTERZE REKLAMOWYM BĘDĄ KASOWANE.