"Młodzi w młodym jeszcze świecie nie wiedzieli, w jaki sposób przystąpić do skonsumowania małżeństwa. Konfuzja... Szczęśliwie zobaczyli uświadomioną parę ptaków i z właściwą bogom bystrością w lot pojęli, o co tu chodzi".
O czym, a może o kim mowa? O dwóch skałach zwanych Meoto Iwa będących jednym z najświętszych miejsc w Japonii i do tego jednym z najtrwalszych... małżeństw.
Niedaleko od Ise (prefektura Mie) znajduje się sanktuarium , które zdecydowanie warto odwiedzić - Futamiokitama. To właśnie tutaj z wody wynurza się Meoto Iwa. Znaki, jakimi zapisywana jest nazwa tego miejsca, mogą nam trochę o nim samym opowiedzieć: 夫 婦岩. Pierwszy to 'mąż', drugi 'żona', a trzeci - po prostu 'skała'. To skalne małżeństwo ma swoje odzwierciedlenie w mitologii japońskiej, a dokładnie dotyczy boskiej pary Izanami i Izanagi.
Było to rodzeństwo i jednocześnie małżeństwo, których energia, siła i kreatywność doprowadziła do powstania Japonii.
"Izanagi i Izanami, stojąc na Pływającym Moście Niebios zastanawiali się, czy gdzieś tam pod nimi nie istnieje jakaś kraina. Izanagi zanurzył włócznię w głębiny oceanu, a kiedy ją uniósł, z włóczni spłynęła kropla, która zakrzepła na wodzie i stała się wyspą. Boska para zstąpiła na tę wysepkę i przystąpiła do obrządku zaślubin" - jak pisze Jolanta Tubielewicz.
Z tego związku urodziło się zatem osiem głównych wysp Japonii, licząc od północy - Honsiu, Sikoku, Kiusiu, Sado, Oki, Iki, Tsushima i Oshima. Czyżby którejś wyspy brakowało? Daleka północna kraina zwana później Hokkaido wtedy jeszcze czekała na swoje odkrycie...
Ten mit, choć ma kilka wątków, opowiada o nieśmiertelnej miłości. Pod wieloma względami przypomina znany w naszym kręgu kulturowym mit o Orfeuszu i Eurydyce. Gdy Iznami umarła i odeszła do krainy śmierci - zrozpaczony mąż Izanagi podjął się ryzykownego zejścia do piekieł w poszukiwaniu ukochanej i tak dostąpił Wielkiego Oczyszczenia. To zakończenie jest chyba lepsze od tego naszego...
Historia zaklęta w dwóch pełnych boskich mocy skałach nadal fascynuje i inspiruje japońską sztukę tradycyjną, ale też i pop-kulturę. Do dziś symbolizują one związek mężczyzny i kobiety, który jest trwały i stabilny niezależnie od wzburzonych fal oceanu, smagających je wiatrów czy słonecznego skwaru... Dlatego polecam je odwiedzić wszystkim, którzy planują spędzić w Japonii swój miesiąc miodowy.
Oczywiście to miejsce nie jest zarezerwowane wyłącznie dla zakochanych! Chramowi patronują żaby. Zapytacie, i co z tego? Dla nas turystów to bardzo ważne, ponieważ te zielone płazy patronują właśnie nam - podróżnym. Przynoszą szczęście, a na dodatek zapewniają zdrowie i bezpieczeństwo na cały pobyt w Japonii.
Pomijając żaby, wszechobecną miłość oraz wszelkiego rodzaju zabobony, to naprawdę cudowny zakątek Japonii, gdzie można pooddychać morskim powietrzem i napawać się ciszą - zwłaszcza gdy odwiedzi się je poza sezonem. Mówi się, że przy dobrej pogodzie, pomiędzy Mężem i Żoną w oddali widać majestatyczną sylwetkę góry Fuji. Ja tego zaszczytu nie dostąpiłam, bo w Japonii o dobrą widoczność coraz trudniej...
Japończycy i zagraniczni fotografowie rozstawiają swoje gigantyczne aparaty i kamery na statywach w oczekiwaniu na najpiękniejsze kolory nieba - czyli o wschodzie i zachodzie słońca. Staje się ono wtedy delikatnie liliowe i kontrastuje z mocnym stalowym odcieniem Pacyfiku, aby innym razem zmienić się w krwistą czerwień połączoną z czernią tafli wody. Tej drugiej wersji - podobnie jak widoku Fuji - nie miałam okazji doświadczyć.
Jeśli zależy nam na takiej właśnie fotografii idealnie prezentującej się w albumie wrażeń z podróży, proponuję przenocować i poczekać na wschód słońca. Może warto zatrzymać się w jednym z ryokanów, gdzie możemy wynająć przestronny pokój wyłożony matami, z widokiem na Pacyfik? W niektórych możemy wypocząć pod każdym względem - wykąpać w balii wulkanicznej wody, pójść na masaż, czy zamówić sobie tradycyjne "menu degustacyjne", czyli kaiseki ryori.
Jednym z ryokanów, cieszących się bardzo dobrymi opiniami, przy okazji w dobrej lokalizacji, bo niedaleko od stacji kolejowej i równie blisko od słynnych kamieni, jest Oishiya. Proponowane ceny (o ile strona internetowa nie kłamie) są naprawdę przyzwoite - ok. 3 tys. jenów za osobę, czyli ok. 100 zł. W tym hotelu możemy do woli korzystać z gorących źródeł i mamy dwa prawdziwie japońskie posiłki we wspomnianej cenie. Polecam sprawdzić szczegóły w języku angielskim: www.oishiya.co.jp/english
Jeżeli jednak nie planujemy zostać akurat w tym miejscu na noc, to na Futamiokitama i skalne małżeństwo potrzebujemy od półtorej do dwóch godzin. Trzeba pamiętać też, że ze stacji musimy dreptać aż 20 min. w jedną stronę.
Będąc w okolicy, warto nie tylko skupić się na duchowych aspektach, ale też pochodzić uliczkami, gdzie sprzedawane są lokalne specjały. My skusiliśmy się na jeszcze ciepłe mochi (ryżowe kulki) o smaku sakury i matcha w jednym jedynym otwartym sklepie, ponieważ ściemniało się już, no i poza sezonem niewielu turystów tam dociera.
Jak dojechać?
Planując wypad w odległe, wschodnie regiony Kansai musimy liczyć się ze stosunkowo długim czasem dojazdu, ponieważ ta część nie jest zbyt dobrze skomunikowana. Trzeba też uzbroić się w cierpliwość, bo, jadąc z większych miejscowości jak Osaka czy Kioto, będziemy się przesiadać kilka razy.
Z Osaki:
Wsiadamy na stacji Osaka w pociąg do Tsuruhashi, a następnie przesiadamy się w pociąg linii Kintetsu, który dowiezie nas do Matsusaki, gdzie potrzebujemy rezerwacji miejsca. Stamtąd mamy niewiele czasu na kolejną przesiadkę w JR Rapid, skąd wysiądziemy na pięknej i ultranowoczesnej (przynajmniej z wyglądu) stacji końcowej Futominaura. Czas przejazdu + przesiadki to ok. 2,5-3 godziny i, jeżeli nie mamy JR Pass, to potrzebujemy dodatkowe na podróż w jedną stronę 3,150¥.
0 Komentarzy
WSZYSTKIE KOMENTARZE O CHARAKTERZE REKLAMOWYM BĘDĄ KASOWANE.