Najstarsze gorące źródła w Japonii - Arima Onsen


Miejsce, w którym człowiek może się poczuć młodszym o kilka lat i w pełni zrelaksowanym, to z pewnością japońskie gorące źródła. Jako że Japonia to kraj utkany z wulkanów, onsen – czyli właśnie gorące źródła – są niemal wszędzie. Arima znajduje się w północnej części Kobe i jest jednym z trzech najstarszych onsenów w całej Japonii. Jedno mogę potwierdzić – każdy, kto pojedzie do Japonii, powinien sprawić sobie odrobinę luksusu i wykąpać się w gorącej wulkanicznej wodzie.



Ja próbowałam namówić Pana Sól od dawna, ale po pierwsze trochę się bałam, bo onseny raczej nie są koedukacyjne, a chodzenie samemu na golasa – zwłaszcza gdy jest się „innym” – wprawia w zakłopotanie, choć można się przyzwyczaić. Ponadto Pan Sól przez całe swoje długie życie nigdy w onsenie nie był! To dopiero skandal... 

W związku z tym Mama Pana Sól postanowiła rozwiązać ten problem i zarezerwowała apartament dla całej naszej rodziny, czyli dla ośmiorga osób. Oprócz mnie i Pana Sól byli również jego rodzice, brat z żoną i dwójką dzieci. Wybrała nie byle jaki ryokan, ale jeden z najsłynniejszych w całym regionie – Choraku Onsen. Ja byłam przeszczęśliwa, natomiast Pan Sól nie przejawiał entuzjazmu. Wręcz miał skwaszoną minę i oznajmił, że on się nie będzie kąpał. Doszłyśmy z Mamą jednak do wniosku nie będziemy się nim przejmować. Nie chce, to nie.


My w czwórkę z rodzicami jechaliśmy z Akashi samochodem, natomiast Brat Pana Sól ze swoją ekipą jechali pociągiem. Arima to tak naprawdę cześć Kobe, mimo tego dojazd z centrum wymagał trzech przesiadek. Hotel mieści się na samym szczycie i jest najwyżej położonym punktem w mieście. W drzwiach witali nas pięknie ubrani pracownicy hotelu oraz olbrzymie białe orchidee. Nie mogło też zabraknąć susuki w wazonie – czyli rośliny z gatunku traw rdzennie rosnącej w Azji Południowo-Wchodniej. 


Po wejściu do holu dano nam ryokanowe kapcie, a nasze obuwie zostało zabrane. Następnie pani ubrana w piękne kimono zaprowadziła nas do pokoju. 


W pokoju spokojnie piliśmy pyszną regionalną zieloną herbatę i czekaliśmy, aż dotrze do nas druga część wycieczki.

W tym czasie dowiedziałam się, jak należy zachowywać się w ryokanie według tradycyjnych japońskich zasad. Przede wszystkim powinno się przebrać w yukaty. Gdy jest chłodno, możemy nałożyć sobie specjalną kamizelkę, czy specjalne skarpetki. Każdy z nas dostaje swój wodoodporny woreczek na bieliznę oraz mały ręczniczek. Następnie pojawiła się kwestia zasiadania przy stole, zgodnie z hierarchią starszeństwa. Najstarsi członkowie rodu powinni siedzieć plecami do ściany, na której wisi kaligrafia bądź obraz, a pod nim stoi świeża ikebana.


Nasz pokój nazywał się Yasuna i składał się z czterech części – przedpokój łączony z mini-kuchnią oraz łazienką i toaletą. Następnie były dwa duże pokoje łączone przesuwanymi drzwiami, a od jednego z nich odchodził jeszcze jeden malutki pokój z kanapą i fotelami. Idealny do karmienia i usypiania naszej malutkiej dziewczynki. 



Gdy byliśmy już w komplecie, poszliśmy zwiedzać dzielnicę Arima. Mieliśmy swój prywatny busik, który woził nas, gdzie chcieliśmy. To się nazywa luksus! Jednak zadecydowaliśmy, że damy sobie radę sami i zwolniliśmy pana kierowcę z obowiązku. Po okolicy spacerowali zrelaksowani ludzie w hotelowych yukatach, a nastrój odprężenia udzielał się wszystkim. 

 
Po powrocie do ryokanu nadeszła pora na pierwsze zanurzenie w wulkanicznej wodzie. Pan Sól nie poddawał się i nadal był obrażony na cały świat. Stwierdził, że on zostaje w pokoju i nigdzie nie będzie się rozbierać. A więc o to chodziło! Nakrzyczałam na niego, bo przecież to ja byłam jedynym białasem w całym hotelu i jeżeli ktokolwiek ma zwracać swoimi gołymi czterema literami uwagę, to z pewnością ja, a nie on. Poza tym nie idzie sam, tylko z trzyosobową delegacją. Ostatecznie zgodził się i oczywiście był zachwycony.

Ja również miałam trzyosobową obstawę. Muszę przyznać, że miałam lekkiego cykora, żeby zdjąć gatki przy ludziach. Ale jak wszyscy, to wszyscy. Raz się żyje, może już nigdy tu nie wrócę, ani nie będzie mi to dane? Gacie w dół i pędem do łaźni! Tam siada się na drewnianym stołku przy wybranym stanowisku z prysznicem i porządnie myje. Do wyboru miałam kilka różnych płynów do kąpieli i olejków zmiękczających skórę. Coś cudownego! Po dokładnej kąpieli zanurzamy się w gorącej wulkanicznej wodzie. Należy to robić stopniowo i – jak doradziła mi Mama Pana Sól – początkowo nie zanurzać się głębiej niż na wysokość serca. 

Następnie my z Mamą poszłyśmy do onsen, które mieści się na zewnątrz. Na dworze było jakieś 10 stopni, ale gdy ciało rozgrzeje się w takiej wodzie, temperatura świata zewnętrznego jest praktycznie nieodczuwalna. W drugiej łaźni znajdowały się trzy baseny z różnymi rodzajami wody – wściekle pomarańczową – pełną żelaza, której udało mi się przez przypadek napić (porównywalne do wypicia solniczki) oraz dwiema innymi. Poleżałyśmy i popływałyśmy w każdej, a następnie poszłyśmy się po raz kolejny nacierać olejkami. Przez chwilę można naprawdę zapomnieć o całym świecie… 

Jedyne, o czym należy pamiętać i na co trzeba uważać, to to, aby się nie wywrócić na śliskiej kamiennej posadzce, bo może to być bardzo niebezpieczne.

Po kąpieli zajmuje się stanowisko przy toaletce. Tam czekają na nas kremy, toniki, żele – wszystko specjalnej receptury wyprodukowanej dla Choraku Ryokan. To samo w przypadku męskiego onsen. W końcu panowie też powinni o siebie zadbać. Po wyjściu z sali piękne ubrane panie podają schodzone soki lub herbatę oolong z lodem.

Nadszedł czas kolacji i prawdziwego washoku, czyli tradycyjnego japońskiego jedzenia. Przyszła do nas osobiście Ookami-san, czyli właścicielka ryokanu, i spytała się bardzo grzecznie po japońsku, czy mogę jeść wszystko, czy jest coś, czego nie lubię itp. Ja jednak będąc w takim miejscu, zamierzałam spróbować wszystkiego, więc potwierdziłam brak ograniczeń. Natomiast Brat z żoną nie jedzą surowych ryb, owoców morza i mięsa (jak widać istnieją tacy Japończycy, którzy sushi nie dotkną nawet kijem!), bo – jak twierdzą – dla nich to porównywalne do jedzenia robactwa. Z tego względu oni mieli specjalne dania.

Washoku przygotowuje się sezonowo. Kreuje się odczucia i nastrój związany z daną porą roku. W tym czasie nadeszła już piękna kolorowa jesień. Dlatego ważne były dekoracje przywołujące na myśl jesienne skojarzenia jak i sam dobór dań. Miałam okazję spróbować grzyby matsutake czy rybę fugu. Z pewnością takie jedzenie cieszy oko, jest naprawdę pyszne i idealnie skomponowane, ale w dłuższej perspektywie byłoby to dla mnie męczące.

Moja mała galeria kulinarnych dzieł sztuki (o czym, co znajduje się na talerzu, można przeczytać w 3. numerze Newslettera: www.podrozejaponia.blogspot.com/p/newsletter.html):


Po kolacji odczekaliśmy godzinę aż jedzonko odpowiednio się ułoży i wybraliśmy się na ponowne moczenie się w gorących źródłach. Po drodze na korytarzu spotkałam dwie bardzo eleganckie gejsze, idące towarzyszyć mężczyznom podczas biznesowej kolacji, która się odbywała niedaleko nas. Powiedziały mi „dzień dobry” i ukłoniły się dość głęboko.

Przy drugim moczeniu zarówno ja i Pan Sól czuliśmy się już swobodnie, nie przeszkadzało nam to, że ktoś obcy patrzy się na nas i byliśmy skupieni tylko na pełnym odprężeniu. A czas w takim miejscu płynie inaczej…

Gdy nadeszła pora do spania, znikąd pojawili się pracownicy hotelowi, którzy uprzątnęli w minutę cały pokój i rozłożyli 8 futonów. Zasnęłam jak kamień… 

Rankiem wszyscy udali się na ostatnią wulkaniczną kąpiel, a po powrocie w idealnie posprzątanym pokoju czekało na nas tradycyjne śniadanko. 


Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy i nadszedł czas, żeby pożegnać się z Choraku… Przyznam się szczerze, że wystarczy jedna noc, aby być zrelaksowanym jak po całym tygodniu wakacji. 

 
I choć nie jest to tania rozrywka, warto przeznaczyć na nią trochę funduszy. Doradziłabym tylko wnikliwe zapoznanie się z opiniami o wybranym przez nas ryokanie, aby przyjemność nie zamieniła się w męczarnię. Dla naprawdę wstydliwych, którzy za nic w świecie nie rozbiorą się przy innych, mogę polecić pokój w Choraku z prywatnym onsen, ale koszt takiego luksusu chyba przerasta ideę.

Polecam ryokan Choraku w Arimie, ponieważ nie da się wyjechać stamtąd rozczarowanym!

Oficjalna strona hotelu: www.choraku.com

Jak dojechać?



Jak wspominałam, nie jest to takie proste i wymaga wielu przesiadek, ale nie niemożliwe! :-)


Z Tokio:
Z Tokio jedziemy do Shin-Kobe (wsiadamy w  shinkansen Nozomi /新神戸 新幹線のぞみ/) - czas przejazdu to ok. 168 minut. Następnie przesiadamy się w pociąg do Tanigami (Hokushin Kyuko Dentetsu /谷上 北神急行電鉄/) - ok. 8 minut. 
* Gdy tam dotrzemy, jedziemy do Arima-guchi (Kobe dentetsu Arima line jun-kyu /有馬口 神戸電鉄有馬線準急/) - ok. 11 minut. Na końcu z Arima-guchi przesiadamy się do pociągu jadącego do Arima Onsen (linia Kobe dentetsu Arima /有馬温泉 神戸電鉄有馬線/) - ok. 4 minuty.

Z Osaki: 
Z Osaki jedziemy do Sannomiyi (używamy JR Tokaido Sanyo Honsen /三宮 東海道山陽本線/) - ok. 20 minut. Następnie musimy przejść ok. 10 minut piechotą na stację metra Kobe Shiei Chikatetsu /神戸市営地下鉄/. Tam wsiadamy w pociąg do Tanigami (linia Kobe Shiei Seishin Yamanote /谷上 神戸市営西神山手線/) - ok. 11 minut. Z Tanigami kierujemy się do Arima-guchi (linia jun-kyu Kobe dentetsu Arima /有馬口 神戸電鉄有馬線準急/) - ok. 11 minut. Na końcu z Arima-guchi przesiadamy się do pociągu jadącego do Arima Onsen (linia Kobe dentetsu Arima /有馬温泉 神戸電鉄有馬線/) - ok. 4 minuty.

Później już tylko ok. 10-15 minut na piechotę do hotelu Choraku.
Następny post
« Prev Post
Starszy post
Następny Post »
7 Komentarzy
avatar

Ale cudnie! Tylko raz byłam w onsenie, ale z chęcią bym to powtórzyła. :)

Odpowiedz
avatar

No było fantastycznie :-)! Za rok będzie okazja ;) ! Ja się też szykuję.

Odpowiedz
avatar

Ale Ci zazdroszczę, bardzo chciałabym odwiedzić Japonię. A jeszcze takie kąpiele? Dla mnie to coś idealnego :)

Odpowiedz
avatar

Wspaniała wycieczka. Mam takie pytanie co do niej bo planuje zabrać moją dziewczynę właśnie w to miejsce i mniej więcej jaki koszt był tej wycieczki gdyż muszę wiedzieć ile mniej więcej zarobić :-) z góry dziękuję i pozdrawiam

Odpowiedz
avatar

W Onsenie byłam w Kochi gdy prowadziłam zgrupowanie la przed mistrzostwami świata, było super, zdarzyło mi się to tylko raz (pierwszy i ostatni) ale warto,
j

Odpowiedz
avatar

Pięknie to wszystko wygląda! Ja nie skusiłam się na wizytę w onsenie z tak wykwintną oprawą - może następnym razem. Dorzucam kilka praktycznych porad dla osób wybierających się do onsenu: http://backpakuje.pl/etykieta-japonskiej-lazni-nagiej-kobiecie-onsenie/

Odpowiedz
avatar

Witam serdecznie
Wybieram się na wycieczkę do Japonii i strasznie chciałabym odwiedzić powyższy Onsen. Niestety posiadam dużą ilość tatuaży, czy dyskwalifikuje mnie to na 100% ?

Odpowiedz


WSZYSTKIE KOMENTARZE O CHARAKTERZE REKLAMOWYM BĘDĄ KASOWANE.