Chinatown w Kobe nazywane jest Nankin machi (南京町), czyli południowe miasto stołeczne. Znajduje się w południowej części dzielnicy Motomachi. Na naprawdę niewielkiej powierzchni mieści się około 100 restauracji, sklepów i sklepików. Jeśli chodzi o wyposażenie sklepów - przeważnie w każdym miejscu jest to samo. Można sobie kupić w miarę tani, w miarę nietrwały chiński produkt, ale można też kupić prawdziwy chiński produkt, ręcznie robiony, za zupełnie inne pieniądze. Mieszka tam też dosyć sporo Chińczyków i Chinek, w związku z powyższym można posłuchać japońskiego z chińskim akcentem.
Historia dzielnicy sięga drugiej połowy XIX wieku, kiedy to do Kobe przybyli pierwsi imigranci z Chin. Na początku XX wieku wielu przybyłych zostało zmuszonych do opuszczenia Japonii, a po II wojnie światowej Kobe i dzielnica chińska uległa zniszczeniu w czasie bombardowania Japonii. Została odbudowana, ale po raz kolejny nawiedził ją kataklizm w 1995 (trzęsienie ziemi w Kobe). Po trzęsieniu została bardzo szybko odbudowana i tak stoi przez 16 lat w miarę stabilnie.
Kobiety zatrudnione są w charakterze ściągania klientów do restauracji, mają ulotki i plastikowe karty, bardzo szybko wszystko objaśniają. Klienci bardzo szybko podejmują decyzję, w związku z tym należy o klienta walczyć poprzez zajmowanie specjalnych rewirów. Ja trafiłam do małej restauracyjki na uboczu, gdzie jedzenie było jak dla mnie "wyjątkowo niedobre", dla Japończyków "po prostu niedobre" lub "bez rewelacji". Dlatego trzeba chwilę się zastanowić, czy rzeczywiście jesteśmy głodni.
Jak to w każdej chińskiej dzielnicy - jedzenie na wynos, któremu to jedzeniu nie wolno robić zdjęć (więc musiałam jedno zrobić). Jedzonko wyglądało ładnie, a czasem i dziwnie (czarne pyzy z mięsem w środku).
Chińczycy wierzą w różne dziwne rzeczy, a Japończycy im w tym nie ustępują, dlatego w chińskiej dzielnicy podstawową sprawą to targ z ziołami chińskimi na wszelkie możliwe choroby. Już nie mówiąc o specjalistycznych, uzdrawiających artefaktach. Pewna pani Japonka, u której miałam okazję być w odwiedzinach, kupiła w Chinach małą matę złożoną ze szklanych kulek. Skusiła się, bo powiedziano jej, że jeśli się śpi z tą matą pod poduszką, to obniża się ciśnienie krwi. Efektów nie zauważyła nawet po miesiącu i tak mata zaczęła służyć jako podstawka pod kwiatek...
Jeśli trafi się przypadkiem do Kobe, warto zajrzeć do chińskiej dzielnicy i pooglądać prawdziwe, chińskie produkty i porównać z tanią tandetą zalewającą nasz rynek.
Jeśli będziemy pocierać miarowo, raz jedną raz drugą ręką - woda zaczyna "wrzeć", ale oczywiście nie jest gorąca.
A oto i podskakująca woda. Białym ludziom z reguły nie wychodzi ;-)
chińskie zioła
jedzonko na wynos
chińska restauracja
Jak dojechać?
2 Komentarzy
Wygląda na bardzo ciekawe miejsce :)
OdpowiedzLecę w połowie kwietnia do Chin i właśnie jedzenia boję się najbardziej... Tym bardziej, że jestem bezglutenowa :) Będzie ciekawie!
OdpowiedzWSZYSTKIE KOMENTARZE O CHARAKTERZE REKLAMOWYM BĘDĄ KASOWANE.